sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 7 - Nowy dom.

33 komentarze:
       Hermiona nie miała przy sobie różdżki, więc przemieszczała się po domu Notta z mosiężnym świecznikiem. Był najcięższą rzeczą, jaką udało jej się naprędce znaleźć i mógł pomóc jej w obronie Mary. Krzyki ucichły, ale to wcale nie oznaczało, ze dziewczyna nie potrzebowała już pomocy. Czyżby Teodor wrócił do domu i chciał zemścić się na swojej narzeczonej za pomoc Hermionie? Była Gryfonka za nic w świecie nie chciała stanąć z nim teraz twarzą w twarz, ale najwidoczniej nie miała teraz innego wyboru.
        - Jesteś lwem, Hermiono – powtarzała sobie w myślach, aby choć trochę opanować strach.
Zajrzała delikatnie do ciemnego pokoju Mary i uniosła świecznik, gotowa do zadania nim ciosu w razie konieczności. Opuściła go delikatnie, gdy pokój okazał się pusty i ostrożnie weszła do środka.         Kołdra leżała obok łóżka, a poduszka pod ścianą. Mary nigdzie nie było widać. Hermiona rozejrzała się po pokoju niepewnie. Gdzie podziała się dziewczyna? Jeszcze raz omiotła wzrokiem pomieszczenie. Prawie krzyknęła, gdy w najdalszym kącie zauważyła ciemny, drżący kształt. Podeszła tam w bijącym sercem, ani o centymetr nie opuszczając swojej broni.
        - Mary? - zapytała niepewnie zachrypniętym głosem.
Cisza.
        - Mary? To ja, Hermiona – czuła się głupio, mówiąc do tego drżącego stworzenia. W ciemności nie była nawet do końca pewna, czy to człowiek.
A potem rozległ się szloch i nie było już wątpliwości, co do tożsamości istoty. Mary łkała w kącie, cała drżąca i niewątpliwie przerażona. Hermiona natychmiast opuściła świecznik, aby nie straszyć dziewczyny jeszcze bardziej.
        - Co się stało? - zapytała niepewnie i zrobiła jeszcze kilka kroków w stronę Mary.
        - Przyszli po mnie, Hermiono – szepnęła drżącym od emocji głosem. - Byli tu wszyscy. Nie ucieknę, nie mam gdzie. Dopadną mnie wszędzie...
      Hermiona już otwierała usta, aby zapytać o to, kto dokładnie po nią przyszedł, ale w tym momencie pomieszczenie wypełniło się zielonym światłem i hukiem. Mary zaniosła się jeszcze większym szlochem, a serce Hermiony podskoczyło do gardła. Natychmiast odwróciła się w stronę kominka, w którym stała teraz ciemna postać. Momentalnie znów uniosła świecznik, gotowa do rzucenia nim w przybysza.
        - Odłóż to, Granger. Masz zamiar zabić mnie kawałkiem żelastwa? - odetchnęła z ulgą gdy usłyszała jego znajomy głos i natychmiast upuściła świecznik, który z echem upadł na podłogę.
Blaise Zabini przeszedł szybko przez pokój i ukląkł obok Mary.
        - Ja nic nie zrobiłam, przysięgam – powiedziała Hermiona pospiesznie. Dobrze wiedziała, jak to wygląda. Stała z ciężkim przedmiotem przed łkającą, przerażoną dziewczyną. Cudownie... Jeszcze tylko tego by jej brakowało...
        - Wiem – powiedział tylko Blaise i przytulił do siebie płaczącą dziewczynę.
        - Byli tutaj, Blaise. Przyszli do mnie, gdy spałam – łkała, uczepiona płaszcza chłopaka.
        - Już ich nie ma. Jesteś ze mną i jesteś całkowicie bezpieczna – szeptał i głaskał ją uspokajająco po włosach.
Hermiona czuła się tam, jakby była niewidzialna. Blaise patrzył tylko na Mary, głaskał ją po głowie, szeptał uspokajająco do ucha i zamykał bezpiecznie w swoich ramionach. Dziewczyna była w jego uścisku jak malutkie, bezbronne dziecko. Mógłby zmiażdżyć ją, gdyby jego ramiona oplotły ją trochę mocniej.
        - Nie płacz już, jestem obok ciebie. Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym zrobić ci krzywdy. Zabiję ich wszystkich, jeżeli taka będzie potrzeba, rozumiesz? - szeptał głosem pełnym emocji.
Dziewczyna nie odpowiadała, tylko łkała dalej.
        - Zabiją mnie – zawyła po chwili.
        - Ufasz mi? Ja nie dam im cię skrzywdzić – Blaise wziął ją delikatnie na ręce i ruszył w stronę łóżka. Położył ją lekko na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą. - Jestem przy tobie. Śpij, maleńka, śpij.
Oderwał na chwilę wzrok od dziewczyny, aby spojrzeć na Hermionę. Patrzył na nią przez chwilę, jakby nie zdawał sobie sprawy z jej obecności.
        - Poczekaj na mnie w salonie – powiedział beznamiętnym tonem.
Hermiona natychmiast wyszła z pokoju. Usiadła w ciemnym pokoju i ukryła twarz w dłoniach. Kto zakradł się nocą do tego domu i napadł na Mary? Gdzie zniknął?
        - Nie musisz się bać, nikogo tu nie było – usłyszała głos Blaise'a, który właśnie wszedł do pokoju. Zapalił różdżką ogień w kominku i podszedł do barku. Napełnił sobie szklankę Ognistą Whisky i usiadł naprzeciw Hermiony.
        - Mary jest chora. Ma napady paniki i często wydaje jej się, że widzi wszystkich, którzy umarli na jej oczach. Nic przyjemnego. Ona też jest ofiarą tej wojny – westchnął. - Nie powinna zostawać w nocy sama, a ten cholerny Nott o tym wie. Gdzie on w ogóle jest? - warknął i spojrzał na Hermionę, jakby dokładnie znała odpowiedź.
        - Nie zwierza mi się – mruknęła z przekąsem w odpowiedzi.
        - Nieważne, porozmawiam z nim jak wróci. Jak mógł być tak nieodpowiedzialny, aby zostawić ją samą? - ostatnie pytanie było czysto retoryczne.
Nagle chłopak złapał Hermionę za podbródek. Ten niespodziewany gest spotkał się z jej automatyczną próbą zasłonięcia twarzy.
        - Spokojnie – mruknął chłopak i odwrócił ją delikatnie tak, aby płomienie oświetlały jaj twarz. Poczuła, jak jego uścisk staje się silniejszy, gdy zauważył siniaki na jej policzku.
        - Nott ci to zrobił? - warknął, przerywając nagle nerwową ciszę.
        - Tak – szepnęła ledwo słyszalnie. Nie miała najmniejszego zamiaru kryć Teodora po tym wszystkim co zrobił jej i Mary.
        - Czy ją też tknął? - zapytał, głową wskazując na drzwi do sypialnie dziewczyny.
        - Uderzył ją raz – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Wściekłość, która wymalowała się na twarzy chłopaka sprawiła, że po ciele Hermiony przebiegły dreszcze. Gdyby nie znała Zabiniego, byłaby teraz prawdopodobnie przerażona.
        - Jak się tutaj zjawiłeś tak nagle? - zapytała, uzmysławiając sobie, że Blaise pojawił się tak po prostu znikąd.
        - To takie zaklęcie. Kiedy tylko Mary czuje, że zbliża się atak, wysyła mi różdżką sygnał. Niestety teraz byłem na konferencji w Bristolu, więc zajęło mi to dłużej niż zwykle. Na całe szczęście tu byłaś. Myślę, że muszę się już zbierać – mruknął i wstał.
        - Nie zapytałeś co u Ginny – szepnęła dziewczyna.
        - Słucham? - chłopak odwrócił się i zmarszczył brwi.
        - Nie zapytałeś nawet co u Ginny – powtórzyła szatynka z wyrzutem.
        - Naprawdę muszę iść – warknął i skierował się w stronę sypialni Mary.
        - Od dwóch lat wyłapuje każdą, najmniejszą informację o tobie! Wypłakuje sobie oczy, nie chce nic jeść! A ty nawet nie zapytałeś, co u niej – wycedziła.
        - To przeszłość – mruknął tylko niewyraźnie.
        - Nie dla niej – krzyknęła Hermiona, ale natychmiast ściszyła głos, uzmysławiając sobie, że za ścianą śpi Mary. - Czy wam wszystkim zrobili cholerne pranie mózgu? Myślałam, że ją kochasz, a tym okazałeś się zwykłym dupkiem – powiedziała z wyrzutem.
        - Zamknij się – krzyknął. - Nie mas prawa tak do mnie mówić! Nie wiesz, chyba, kim jestem!
        - Ostatnio już to od kogoś słyszałam! - wstała od stołu i zadzierała teraz głowę, aby patrzeć prosto w oczy Zabiniego. - Uważacie się z Malfoy'em za cholernych panów świata, zupełnie zapominając o tym, kim byliście.
        - Nie jest już bezpiecznie, Granger. Nie możesz do ludzi odnosić się w ten sposób, co do mnie, nawet jeśli ich kiedyś znałaś, rozumiesz? Zbyt wielu ludzi próbuje uratować ci życie, żebyś sama zakładała sobie pętlę na szyję. Wiem, że chcesz walczyć, ale nic nie wskórasz głupi buntem. Spróbuj się dostosować i przeżyć.
        - Kto niby próbuje uratować mi życie? - zapytała, szczerze zainteresowana jego słowami.
        - Ja, Draco, a teraz nawet Mary.
        - Ty? Malfoy? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.
        - Tak, gdyby nie ja, to ciebie wzięliby na tortury, nie tamtą dziewczynę z twojej celi. Przekazałem im fałszywe informacje, narażając własne życie.
Hermiona usiadła ciężko z westchnieniem. Ukryła twarz w dłoniach, aby powstrzymać łzy. Więc to na pewno przez nią torturowali Megan.
        - Więc to ty? - zapytała beznamiętnie. - Ty praktycznie skazałeś ją na śmierć? Jak mogłeś? Ja powinnam iść zamiast niej...
        - Wiem, że tak sądzisz, więc kategorycznie zabroniłem im zrobienia ci krzywdy, nawet jeśli będziesz ich prowokować, żeby to ciebie wzięli.
        - Idź już, nie mogę na ciebie patrzeć – szepnęła. - Ale najpierw powiedz mi, co takiego zrobił Draco, żeby mnie uratować – prychnęła.
        - Przyjął cię do siebie, błagał o to Voldemorta. Zabiliby cię, gdyby nie on.
        - Bo chciała mnie Astoria, żeby móc się nade mną bezkarnie znęcać. Cudownie z jego strony, naprawdę!
        - Zwariowałaś? Astoria nawet o tym nie wiedziała – zmarszczył brwi.
        - Słucham? - Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
        - Posłuchaj, naprawdę muszę iść. Posiedź tę noc przy Mary, żeby nie musiała być sama, naprawdę jesteś jej to winna. Jutro Draco cię stąd zabierze, bo tej nocy wrócił do domu – powiedział i szybko wyszedł z pokoju, aby dziewczyna nie miała już okazji go zatrzymać.
      Hermiona nie miała nawet zamiaru tego robić. Siedziała na krześle jak sparaliżowana i wpatrywała się w płomienie. Próbowała wszystko ułożyć sobie po kolei w głowie. Chorobę Mary, jej bliski związek z Zabinim, jego próbę ratowania jej życia kosztem Megan i to, co powiedział na końcu o Draconie. Westchnęła głęboko i wstała. Wolała przenieść się w z tymi przemyśleniami do sypialni Mary, aby, zgodnie z zaleceniem Blaise'a, czuwać przy niej. Usiadła na miękkim łóżku obok śpiącej niespokojnie dziewczyny i jeszcze raz powróciła myślami do Dracona. Gdyby była teraz u siebie, zapewne przewertowałaby jeszcze raz wszystkie listy do niego i dotknęła naszyjnika, który kiedyś od niego dostała. Teraz miała do dyspozycji jedynie swoje wspomnienia. Tak bardzo chciałaby, żeby słowa Zabiniego okazały się prawdą. Żeby Draco naprawdę chciał ją u siebie w domu ze względu na jej bezpieczeństwo. Żeby ten chłód był tylko powłoką, przez którą już raz się przedarła. Nie zamierzała jednak żyć złudną nadzieją. Udawał przed nią martwego przez dwa lata. Musiała wiedzieć, że cierpi. Jednak zdecydował zupełnie zerwać z nią kontakt, jakby była dla niego nikim. Być może tak było?
      Brakowało jej swojego miejsca na ziemi. W którym mogłaby się schować, ukryć przed światem i ludźmi. W którym nie musiałaby czuć się jak śmieć. W którym nie myślałaby o Draconie i wszystkim, co się jej przydarzyło. Jak na razie wszędzie była obca i gorsza. A ona marzyła tylko o własnym kawałku przestrzeni, w którym nie musiałaby obawiać się o swoje życie. Czy to naprawdę było tak wiele?
      Mary przez sen kilka razy wyszeptała imię Zabiniego i przekręciła się twarzą w stronę Hermiony. Powieki drgały jej delikatnie, ale oprócz tego miała niemal anielską twarz dziecka. Wyjątkowo chudą rękę położyła kilka centymetrów od siedzącej na jej łóżku Hermiony. Tej dziewczynie też przytrafiło się w życiu wiele złego. Nie mogła czuć się bezpiecznie we własnym domu i przy mężczyźnie, którego kochała. Czy miała w swoim życiu choć jedną osobę, której mogła ufać?
      Hermiona rozważała położenie się spać, ale po głowie wciąż krążyła jej myśl, że już jutro przeniesie się na stałe do Dracona. W myślach nadal miała jednak tylko słowa Notta. Przeleci cię już pierwszego dnia, idę o zakład. Draco nie należy do mężczyzn, którzy pytają o pozwolenie. Jakie podstawy miał Teodor, aby tak o nim mówić? Ile było w tym prawdy? Nie potrafiła uwierzyć, że aż tak go nie znała. Prawdą było jednak, że Draco zawsze miał słabość do kobiet i nie narzekał na brak zainteresowania.
      Myślała nad tymi sprawami jeszcze długo, aż w końcu, znużona tym okropnym dniem, usnęła na miękkim łóżku zaraz obok Mary.


      Obudziło ją delikatne potrząśnięcie za ramię. Zajęło jej dobrą chwilę, żeby otrząsnąć się ze świata sennych marzeń i powrócić do przykrej rzeczywistości. Mary nachylała się nad nią z talerzem pełnym kanapek.
        - Chcesz jedną? - zapytała lekkim tonem.
Hermiona podziękowała zaspanym głosem i wybrała sobie kanapkę z serem i pomidorem. Spojrzała z wdzięcznością na Mary.
        - Która godzina? - zapytała skołowana.
        - Dochodzi dziesiąta. Nie chciałam, cię budzić, ale niedługo przybędzie Draco i powinnaś być już gotowa – Hermiona trochę zbyt gwałtownie poderwała się na dźwięk jego imienia. - Spokojnie, u niego będzie ci dobrze. Może bywa natarczywy, ale nie bije kobiet – zapewniła szybko, tłumacząc sobie reakcję dziewczyny strachem.
        - Nott mówił wczoraj, że Malfoy nie czeka na pozwolenie i przeleci mnie już pierwszego dnia – odpowiedziała gorzko, próbując wyciągnąć od Mary jakieś informacje na ten temat.
        - Och, nie. Teodor przesadzał. Nikt nie twierdzi, że Draco jest Astorii wierny, ale te dziewczyny zawsze same zgadzają się na taki układ. Wyobrażają sobie cholera wie co, a potem kończą marnie, gdy dowiaduje się o tym jego narzeczona. Nie twierdzę, że są głupie, po prostu zdesperowane. Chcą trochę luksusu i bezpieczeństwa – Mary nagle zupełnie spoważniała i spojrzała na Hermionę. - Nigdy nie idź na ten układ, rozumiesz? Jestem pewna, że ci go zaproponuje, ale to naprawdę niebezpieczne. To jak straszenie śpiącego niedźwiedzia.
        - Spokojnie – Hermiona uśmiechnęła się do niej łagodnie. - Nawet nie rozważałam takiej opcji – odrzekła cicho.
        - To bardzo dobrze. I ja... - Mary spuściła wzrok i utkwiła go w swoich dłoniach. - Przepraszam... Przepraszam, że m usiałaś to wczoraj oglądać. To po prostu... Tak już się czasami dzieje i wtedy Blaise... Ja...
        - Nie tłumacz się – mruknęła Hermiona i uśmiechnęła się do dziewczyny krzepiąco. - Zabini wszystko i wyjaśnił. Bardzo mi przykro, że cię to spotkało.
        - Taak – szepnęła dziewczyna nieprzytomnie. - Jedz, ja pójdę skontaktować się z Malfoy'em – powiedziała i zostawiła kanapki obok panny Granger.


      Już pół godziny później Hermiona stała razem z Mary przed drzwiami wejściowymi. Nott nadal nie wrócił do domu, co wydawało się Hermionie najlepszym aspektem tego dnia. Martwiła się jednak o Mary i o to, co będzie dalej z jej przyszłością.
        - Pamiętaj, że Malfoy nie może wiedzieć, że się lubimy – powtórzyła Mary po raz setny z widocznym zdenerwowaniem. Trzęsącymi się dłońmi wygładziła swoją spódnicę. Prawdopodobnie wcale nie stresowała się mniej od Hermiony, a z pewnością bardziej to okazywała. - Idzie – powiedziała nagle pełnym przerażenia głosem.
      Na dźwięk tego jednego słowa, serce Hermiony znacząco przyspieszyło swój bieg. Natychmiast spojrzała w stronę bramy wejściowej i wtedy go zobaczyła. Blond włosy miał w lekkim nieładzie. Obrzucił dziewczyny chłodnym spojrzeniem szarych oczu i podszedł do nich szybkim tempem.
        - Nie mam czasu – powiedział lodowatym tonem.
        - Im szybciej, tym lepiej – warknęła Mary. - Mam już dosyć tej szlamy pod moim dachem. Nawet trochę ci współczuję, jest okropną gospodynią – Hermiona była pod ogromnym wrażeniem jej zmiany. Z kłębka nerwów zmieniła się w sekundę w zimną sukę, patrzącą na wszystko z góry. Ileż opanowania musiała kosztować ją ta gra.
        - Powiedz to Astorii, nie mnie. To był jej idiotyczny pomysł – mruknął z przekąsem, jakby Hermiona była zupełnie głucha.
Znów to samo kłamstwo. Tylko czyje? Blaise wydawał się autentyczny, mówiąc jej, że to Draco chciał ją pod swoim dachem. Dlaczego więc Malfoy mówił coś innego? Czyżby prowadził tę samą grę, co Mary?
      Dziewczyna Notta stanęła za Hermioną i mocno zawiązała jej oczy jakimś brudnym skrawkiem materiału. Niepostrzeżenie ścisnęła też jej dłoń. To było takie małe pożegnanie, podziękowanie, dodanie otuchy i okazanie sympatii w jednym. Hermiona poczuła się po tym trochę lepiej, wiedząc, że przynajmniej jednak osoba na tym cholernym świecie stoi po jej stronie.
A potem ktoś brutalnie ścisnął ją za ramię. Jej serce znów przyspieszyło bieg, gdy poczuła zapach perfum Dracona. Nadal używał tych samych, co dwa lata temu. Jego uścisk był zimny i mocny. Gwałtownie poprowadził ją w stronę bramy.
        - Tęskniłaś, Granger? - syknął do jej ucha, a po jej ciele przebiegły ciarki.
        - Ani trochę – warknęła.
      Potem poczuła już tylko szarpnięcie towarzyszące deportacji. Nie należało do najprzyjemniejszych, więc z ulgą stanęła już o własnych nogach.
        - Zdejmiesz mi w końcu tę cholerną opaskę? - zapytała zdenerwowanym tonem, gdy czas mijał, a Draco nie wykonał żadnego ruchu.
      W pierwszym momencie światło słoneczne zupełnie ją oślepiło. Zamrugała szybko kilka razy i spod zmrużonych powiek spojrzała na dom przed sobą. Nie był tak okazały, jak ten należący do Notta, ale miał wokół siebie wiele zieleni i sprawiał wrażenie wyjątkowo zadbanego. Ruszyli w milczeniu przez ogród i również w ciszy weszli do pomieszczenia. Korytarz był ciemny i zimny. Wszędzie dominowała butelkowa zieleń, która nadawała całości nieprzyjemnego efektu. Salon wiele się nie różnił. Nie był ogromny, ale wystarczający, aby sprawiać wrażenie pełnego przepychu i bogactwa. Lampy i wykończenia mebli zrobione były ze srebra. Hermiona od razu z przekąsem pomyślała o barwach Slytherinu, w których najwyraźniej urządzony był dom. Nic dziwnego, w końcu to stamtąd pochodzili mieszkańcu.
        - Astorii nie ma, wróci wieczorem – Draco odważył się przerwać ciszę. - Twój pokój jest na końcu korytarza, ale możesz swobodnie przemieszczać się po domu. Musisz sprzątać, gotować i to w sumie wszystko. - jego ton był wyjątkowo rzeczowy. - Jakieś pytania?
        - Macie tu jakieś książki? - wypaliła bez zastanowienia. Tego chyba najbardziej brakowało jej z rzeczy materialnych. Chwili oderwania się od tego ponurego, brutalnego świata i zagłębienia się w dobrej książce.
Po minie Dracona mogła wywnioskować, że zaskoczyła go tym pytaniem. Przez chwilę patrzył na nią niepewnie, ale potem jego twarz odzyskała swój standardowy wyraz.
        - Kilka się znajdzie, ale to przede wszystkim książki Astorii. Bierz je tylko, gdy nie ma jej w domu i odkładaj dokładnie na swoje miejsce. Lepiej, żeby nie wiedziała, że ruszasz jej rzeczy. Skoro to było twoje jedyne pytanie, to idź teraz do swojego pokoju. Masz tam malutką łazienkę i wyposażoną garderobę. Nie powinno ci niczego brakować.
      Skinęła tylko głową. Nie musiał jej tego powtarzać drugi raz. Nie marzyła teraz o niczym innym, niż ucieczka od niego jak najdalej. Mogła teraz przynajmniej pobyć we własnym pokoju. Albo chociaż jego namiastce.
        - Malfoy? - zawołała jeszcze odwracając się w jego stronę.
        - Co chcesz, Granger? - zapytał i uśmiechnął się szarmancko.
        - Czy to prawda, że uratowałeś mnie przed śmiercią? Że prosiłeś Voldemorta, żeby mnie tu zabrać? - odważyła się w końcu zadać pytania, które leżały jej na duszy, odkąd rozmawiała z Zabinim.
Na sekundę napiął się każdy mięsień na jego twarzy, ale zaraz znów złagodniał. Spojrzał na nią tylko z lekkim uśmiechem.
        - Kto ci nagadał takich głupot, Granger? - zapytał.
        - Zabini – to jedno słowo zawisło między nimi na chwilę, aż blondyn nie roześmiał się chłodno.
        - Nie bądź niepoważna. Jeżeli myślisz, że zrobiłem to z dobroci serca, to muszę cię rozczarować. Tak, prosiłem Voldemorta, ale tylko ze względu na kobietę, którą kocham, Astorię – mruknął. - Idź do siebie, Granger – odwrócił się na pięcie.
      Kocham... To jedno słowo wzbudziło z Hermionie taką wściekłość, że przez chwilę miała ochotę rzucić się na Malfoy'a i powyrywać mu wszystkie kudły. Obiecała sobie, że oderwie się w końcu od przeszłości i już nigdy nie zapłacze z jego powodu. Starała się cały smutek zamieniać w złość, którą ją motywowała to walki.
      Rzuciła się z westchnieniem na łóżko. Ściany wokół niej pomalowane były na szpitalny, zielonkawy kolor. Łóżko było małe, jednoosobowe. W kącie stała spora szafa, a po prawej stronie łóżka znajdowały się drzwi do łazienki. Nie miała prawa narzekać, dostała tu jak na razie wszystko, czego potrzebowała. Zrobiłaby jednak wszystko, by wrócić znów do Mary. Codzienne oglądanie Malfoy'a będzie dla niej torturą. Może to Blaise źle zinterpretował jego zachowanie i Draco naprawdę ratował ją tylko z względu na Astorię, którą kocha? To słowo wciąż kołatało się boleśnie w jej umyśle. Czego innego mogła się spodziewać? Przecież się jej oświadczył. Ma zamiar spędzić z nią resztę życia, mieć dzieci. Czysto krwiste dzieci. Podświadomie wyobrażała sobie Astorię, jako głupiutką blondynkę. Zupełnie stereotypową. Lecącą tylko na pieniądze. Bardzo chciała, aby to była prawda. W tylu rzeczach mogłaby wtedy czuć się lepsza...
      Nagle w jej umyśle pojawiła się jeszcze jedna, przerażająca myśl. Ron... Odkąd zobaczyła Malfoy'a przed obliczem Voldemorta, ani razu nie pomyślała o Ronie, jako o osobie, z którą planuje ślub. Był od niej tak daleko. Nie tylko fizycznie. Wiedząc, że Draco żyje, nie potrafiła myśleć o Ronie jako o potencjalnym ojcu jej dzieci. Wszystko zmieniło się tak szybko... Gdzieś tam toczyło się jego życie, daleko od niej.
      Żeby nie myśleć już o tym wszystkim, podeszła szybko do szafy. W środku znalazła kilka zwykłych bluzek i par spodni. Przejrzała je w pośpiechu, aby zająć czymś myśli. Nagle jej wzrok natrafił na mały pakunek na dnie szafy. Wyciągnęła go pospiesznie i zajrzała do środka, omal nie wybuchnęła śmiechem, widząc jego zawartość. Sukienka nie była była długa, sięgałaby Hermionie ledwo do połowy uda. Była stylizowana na styl pin-up'owych pokojówek. Krótkie, lekko bufiaste rękawki, wycięty dekolt. Rozszerzała się w pasie, a spod spodu wystawała biała koronka. Dziewczyna jeszcze raz omiotła wzrokiem czarny materiał i uśmiechnęła się do siebie. Była tylko jedna osoba, która mogła to tu zostawić. Jej przypuszczenia potwierdziły się, gdy znalazła w pudełku małą karteczkę.


Miłej pracy w moim domu, Granger.
D. M.


        - Śnisz – warknęła do karteczki, jakby to był prawdziwy Malfoy. To było dokładnie w jego stylu i na poziomie jego poczucia humoru. Najwidoczniej nie zmienił się wiele od czasu, gdy widziała go po raz ostatni. Sukienkę wraz z opaską na włosy wrzuciła na dno szafy w świętym przekonaniu, że już nigdy jej stamtąd nie wyciągnie.


      Powolnym ruchem ręki wprawił whiskey w swojej szklance w ruch. Patrzył przez chwilę na wirującą ciecz, a potem znów przeniósł swój wzrok na okno. Przez ostatnie dwa lata alkohol był jego najlepszym przyjacielem. Zaraz po bitwie nie trzeźwiał przez ponad miesiąc. Matka wyjechała, a ojca nie obchodziło, co dzieje się z chłopakiem. Potem dostał pierwszą ważną misję na własną rękę i musiał ograniczyć picie. Przyszło mu to z trudem, ale nadal wracał do niego w każdej wolnej chwili. Miał nieprzyjemne wrażenie, że teraz jego potrzeba zaglądania do kieliszka powróci. Czuł, że Granger wszystko skomplikuje, wcześniej czy później.
      Rozległo się nagłe i ciche pukanie do drzwi. Natychmiast odstawił szklaneczkę na stolik, na wypadek, gdyby to była matka.
        - Proszę – zawołał od niechcenia.
Drzwi otworzyły się i pojawiała się w nich twarz Zabiniego. Chłopak niepewnie rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu.
        - Chciałeś mnie widzieć – mruknął.
        - Tak, Zabini, musimy porozmawiać – warknął blondyn, patrząc na przyjaciela spod byka.  
Mrs Black bajkowe-szablony