czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 9 - Taniec zmysłów.

32 komentarze:
Witajcie! Przepraszam, ze tyle to trwa, ale teraz ostatnie na co mam czas, to blogi! Mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo przychodzę do Was z długim, choć może odrobinę niedopracowanym, rozdziałem, w którym w końcu coś się dzieje! :)

Z dedykacją dla mojej Vanilli, która co jakiś czas pyta co z rozdziałem i przez to mam wyrzuty sumienia gdy nic nie piszę! :D

Całuski i do następnego!
_________________________________________________

      Hermiona nie należała do najlepszych kucharek, a lista potrwa do ugotowania na kolację zaczęła ją powoli przerastać. Zły humor utrzymywał się w niej, odkąd Malfoy w popisowy sposób wygonił ją z salonu i nie mogła nawet w spokoju poczytać. Potem przyszedł na chwilę do jej sypialni i bez słowa wręczył listę żądań przygotowaną przez Astorię. Według tego miała dokładnie wysprzątać jadalnię, którą przeoczyła przy zwiedzaniu domu, nakryć do kolacji dla sześciu osób, przyrządzić pieczeń wołową oraz deser. Dziewczyna nie miała najmniejszego pojęci jak się z tym wszystkim wyrobi. Najpierw zabrała się za pieczeń, bo to potencjalnie powinno zająć jej najwięcej czasu.
        - Wołowina? - usłyszała za sobą zawiedziony głos.
        - Tak, Malfoy, wołowina. Wszelkie skargi zgłaszaj do swojej narzeczonej.
      Nie odwracając się w jego stronę kontynuowała przygotowania. Nie miała teraz czasu na durne dyskusje czy nawet zwykłą rozmowę. Dopiero dzisiaj pozna Astorię i wolałaby nie podpaść jej już pierwszego dnia.
      Nadal czuła na sobie jego badawczy wzrok. Po chwili chłopak zaczął nucić od nosem jakąś piosenkę. Ścisnęła mocniej ogromny nóż, którym kroiła mięso i odwróciła się szybko w jego stronę, celując w niego narzędziem.
        - Albo się zamkniesz, albo przetestuję swoją celność – warknęła.
        - Spokojnie, Granger, ten nóż jest zaczarowany. W kontakcie z ludzką skórą traci swoje tnące właściwości. Naprawdę myślisz, że dałbym co do ręki coś ostrego? - przewrócił oczami.
        - Ale nadal jest cholernie ciężki – mruknęła i powróciła do swojego zajęcia.
Malfoy wstał i powoli podszedł do okna.
        - Jest sprawa, Granger. Gdyby nie to, znalazłbym sobie inne zajęcie, niż denerwowanie cię. Chociaż to też kiedyś bardzo lubiłem.
      Zatrzymała się w pół ruchu. Świetnie, jeszcze czegoś od niej chciał. Przynajmniej wiedziała, że nie siedzi tutaj i nie irytuje jej zupełnie bez powodu. Jak na jeden dzień miała już zdecydowanie dosyć obecności Dracona Malfoy'a. Nie odzywał się do niej przez dwa lata, a teraz, drugiego dnia pobytu w jego domu, widzi i rozmawia z nim zdecydowanie częściej, niż by tego chciała. Chyba będzie musiała się do tego przyzwyczaić.
        - Słucham. Co to za sprawa? - odwróciła się ściskając bezużyteczny w obronie nóż.
        - Jak zapewne zauważyłaś, będziemy mieli dziś gości – westchnął.
        - Nie jestem głupia. Mam nakryć stół dla sześciu osób.
        - Nie twierdzę że jesteś głupia, Granger... Problem w tym że jedną z tych sześciu osób jest Nott – wypowiadając te słowa wpatrywał się w nią badawczo, chcąc odnaleźć każdą, nawet najmniejszą emocję na jej twarzy.
      Pierwsze co zauważył, to zbielałe od ściskania noża knykcie. Hermiona pobladła na twarzy i spojrzała na niego oczami wielkimi ze strachu. To trwało tylko chwilę, potem natychmiast odwróciła się w stronę mięsa.
        - A co ja mam z tym wspólnego? - zapytała obcym głosem, który według niej miał przypominać obojętny.
        - Zabini mi o wszystkim powiedział. Co dokładnie zrobił ci Nott? - zapytał ostrym tonem.
        - Nieważne. Nic wielkiego – mruknęła.
      Malfoy zaszedł ją od tyłu, złapał za nadgarstek i odwrócił brutalnie w swoją stronę. Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem i próbowała wyrwać, ale ścisnął tylko mocniej jej przegub. Zrezygnowała po chwili nie było sensu się wyrywać, Draco był dla niej zdecydowanie zbyt silny.
      Nie bała się go. Nie sądziła, żeby był w stanie zrobić jej krzywdę. Zbyt bardzo mu ufała, mimo tego wszystkiego, co jej zrobił.
        - Powiedz mi to natychmiast, Granger – warknął głosem nieznoszącym żadnych dyskusji.
        - Nic w sumie nie zrobił. Nie zdążył, Mary mnie uratowała. Po co ci ta wiedza? – mruknęła po chwili.
      Poddała się. Kłótnie z nim nie miały sensu. A w dodatku zupełnie nie miała na nie czasu.
        - Muszę wiedzieć, jak cię bronić. Jesteś teraz u mnie, nie dam zrobić ci krzywdy, ktoś musi robić mi żarcie – powiedział tonem, który najwidoczniej miał być drwiący.
      Natychmiast wezbrała w niej ogromna wściekłość. Obronić... Za kogo on się uważał? Przez te dwa lata nauczyła się sama o siebie dbać. Była silna i umiała radzić sobie ze strachem. Po tym wszystkim, co zrobił, nie interesowała ją ta jego pomoc.
        - Wybacz, ale umiem sama o siebie zadbać. Mam gdzieś twoją ochronę, umiem zapewnić sobie bezpieczeństwo. Zapytaj Notta, czy nadal na blizny po nożu – syknęła.
      Szarpnęła się znowu, ale tym razem chłopak puścił ją natychmiast. Obrzucił ją jeszcze wściekłym spojrzeniem i wyszedł z kuchni.


      Głupia, uparta Granger. Racja, przesadził, gdy powiedział, że nie da zrobić jej krzywdy, ale ona źle to wszystko zinterpretowała. Jak wypadłby w oczach swoich podwładnych, gdyby pozwalał komukolwiek tykać swoją własność? Bo tym właśnie w tym momencie była Hermiona jego własnością. To czyniło ją nietykalną w oczach każdego, a Nott złamał tę niepisaną regułę.
Głośny trzask drzwi obwieścił powrót Astorii. Coś w Draconie przyjęło to z niepokojem. Dziewczyna jeszcze nie miała okazji poznać Granger i chłopak chciał odwlekać to w nieskończoność.
      W drzwiach salonu stanęła panna Greengrass i uśmiechnęła się do chłopaka delikatnie. Podeszła do niego miękko, zrzucając po drodze szpilki i pocałowała go mocno w usta. Była idealna. W każdym calu. Piękna, bogata, inteligentna, pracowita. Jej duże zielone oczy przypominały niekończącą się łąkę. Mężczyźni z pewnością zabijaliby się, aby móc być z nią choć przez dzień, a ona była tylko jego. Jego prywatny anioł i diablica w łóżku.
        - Przebież się w coś innego. Nie dam tak ci wyjść na kolację – mruknęła, marszcząc delikatnie nosek.
      Odsunęła się od niego szybko i ruszyła w stronę kuchni. Zaniepokojony Draco natychmiast podążył za nią. Kiedy po kilku sekundach w końcu nalazł się w pomieszczeniu razem z dziewczynami, Hermiona ewidentnie robiła wszystko, żeby tylko nie patrzeć na Astorię, za to jego narzeczona wpatrywała się w byłą Gryfonkę z pogardą.
        - Któregoś z moich poleceń nie zrozumiałaś? - warknęła. - Lepiej się pospiesz z tą kolacją, bo nie zamierzamy czekać na to w nieskończoność.
      Dziewczyna spojrzała na Hermionę jeszcze raz, potem przeniosła spojrzenie na Dracona, a potem znów na dziewczynę. Doskonale zrozumiał ten znak. Miał nie zbliżać się do Granger na krok.


      Serce biło jej jak oszalałe, gdy szła z pieczenią przez korytarz. Jedynym czego pragnęła, to już nigdy więcej nie zobaczyć Notta, a teraz ma stanąć z nim twarzą w twarz. Bardzo chciała zacisnął dłonie w pięści, jakby mogło to zmienić cokolwiek, ale talerz, który niosła, był na to zbyt ciężki. Nie chciała narażać się na gniew Astorii, a gdyby zniszczyła tę pieczeń z pewnością byłaby na nią narażona.
      Astoria... Ta idealna Astoria... Kiedy Hermiona zobaczyła ją w kuchni kilka godzin temu, miała wrażenie, że nogi się pod nią ugięły. Panna Greengrass wyglądała bardzo elegancko, ubrana w biurowy strój, z włosami związanymi w ciasny, gładki kok. Idealna, podkreślone kości policzkowe, której Hermiona zawsze jej zazdrościła i spojrzenie intensywnie zielonych oczu...
Zacisnęła powieki i kilka razy odetchnęła głęboko, nim weszła do jadalni. Kiedy otworzyła drzwi, wszystkie spojrzenia na chwilę skierowały się prosto na nią. Wśród zgromadzonych osób nie znała tylko jednej dziewczyny. Widywała ją na korytarzach Hogwartu, ale za nic w świecie nie mogła przypomnieć sobie jej imienia. Blondynka siedziała obok Zabiniego i jej dźwięczny śmiech umilkł natychmiast, gdy była Gryfonka pojawiła się w drzwiach.
      Wzrok Hermiony powędrował szybko w stronę Notta, który siedział po drugiej stronie stołu. Wyglądał dokładnie jak rozpieszczony dzieciak z bogatego domu. Drogie ubranie, idealnie ułożone włosy i ten bezczelnie arogancki wyraz twarzy. Nienawiść jaka zebrała się w dziewczynie momentalnie rozgrzała ją od środka. Uspokoiła się trochę, gdy spojrzała na siedzącą obok niego Mary. Dziewczyna patrzyła na nią z typowa obojętnością, ale Hermiona wiedziała, że to tylko maska. Wiedziała, że Mary jej po jej stronie. Tylko ona tak naprawdę nie traktowała jej z góry. Zdecydowała więc, że pokona swój strach. Podeszła w ich stronę i wychylając się pomiędzy Nottem, a Mary, położyła pieczeń na stole. Zrobiło jej się niedobrze, gdy poczuła woń jego perfum. Gdyby do tego poczuła jeszcze zapach alkoholu, z pewnością nie utrzymałaby na miejscu zawartości swojego żołądka. Jej serce biło ze strachu jak oszalałe, ale dała radę. Tutaj była nietykalna. Teodor mógł jej nienawidzić, ale nie mógł jej skrzywdzić. Nie w tym domu. Odchodząc dotknęła jeszcze delikatnie ramienia Mary. Niby przypadkiem się o nie otarła. To było jej przywitanie i okazanie sympatii. Podziękowania za całą dobroć którą u niej doświadczyła. Wcześniej nie miała okazji tego zrobić, ale wiedziała, że Mary zrozumiała ten mały gest. Podeszła szybkim krokiem do Astori.
        - Czy coś jeszcze mam zrobić? - zapytała z dumnie uniesioną głową.
        - Zejdź mi z oczu – mruknęła tylko dziewczyna, machając lekceważąco ręką.
      Hermionie nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Z ogromną ulgą skierowała się do kuchni. Z westchnieniem usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach. Powinna zabrać się już za dalsze przygotowanie deseru, ale nie miała siły wstać. Wszystko w tym miejscu było takie okropne i wrogie. Jakby cały cholerny świat był przeciw niej.
      Po dłuższej chwili wreszcie zebrała się w sobie. Astoria ją zamorduje, jeżeli nie zdąży z tą idiotyczną malinową tartą. Jedynym ogromnym plusem tej sytuacji było to, że mogła podkraść kilka malin które tak uwielbiała. W Zakonie nie mogli pozwolić sobie na takie drogie rzeczy. Jedzenie ograniczało się do pieczywa jajek i kilku warzyw. Czasem również jabłek. Teraz te owoce smakowały tak cudownie, że mogłabym jeść je cały wieczór...
        - Znów spotykamy się w kuchni – męski głos wyrwał ją z przemyśleń. Aż podskoczyła na jego dźwięk. Odruchowo zaczęła rozglądać się za narzędziem obrony, ale nic nie leżało w zasięgu jej ręki. Odwróciła się szybko w stronę chłopaka.
        - Jeden krok, a zacznę krzyczeć – warknęła, próbując ukryć swój strach.
Nott przeszywał ją wzrokiem, ale trudno było jej cokolwiek odczytać z jego twarzy.
        - Spokojnie, jesteś nietykalna – powiedział, praktycznie nie poruszając wargami.
        - Więc czego chcesz?
        - Zabłądziłem, idąc do łazienki – uśmiechnął się złowieszczo, ale nie zrobił żadnego ruchu.
        - Pomyliłeś kierunki – odpowiedziała czujnie.
Stali chwilę w ciszy i mierzyli się spojrzeniami. Żadne z nich nie miało zamiaru się odzywać ani ruszać. Chociaż strach szumiał jej w głowie, patrzyła mu dzielnie prosto w oczy.
        - Mary niepokoi się, gdzie zniknąłeś – usłyszeli za sobą głos Dracona i Hermiona odetchnęła z ulgą.
        - Zabłądziłem – mruknął chłopak, nie spuszczając z Granger czujnego spojrzenia.
        - Zauważyłem – warknął Malfoy, zaciskając szczękę. Chociaż mówił spokojnie, Hermiona umiała zauważyć jego zdenerwowanie. Był bledszy niż zwykle, a jego wzrok był groźniejszy niż zwykle. Czujnym spojrzeniem odprowadził Notta aż do korytarza, a potem obrzucił jeszcze Hermionę krótkim spojrzeniem.
        - Astoria kazała ci się pospieszyć z deserem – mruknął tylko.


      Wszyscy byli już wstawieni, gdy Hermiona dolewała kolejną porcję wina. Atmosfera przy stole stała się o wiele luźniejsza. Blaise żartował w swoim starym stylu, wywołując u swoich towarzyszy salwy śmiechu. Sophie uwiesiła mu się na ramieniu i trzepotała rzęsami, ale chłopak przyjmował to z chłodną obojętnością. Niczego jej nie zabraniał, ale zdawał się w ogóle jej nie zauważać. Kiedy był podpity, Hermiona mogła zauważyć do kogo kierował wszystkie swoje żarty. Patrzył praktycznie tylko na Mary, która jako jedyna nie wyglądała ani odrobinę na wyluzowaną. Zabini był idealnym przyjacielem, wyczuwał nastrój dziewczyny i za wszelką cenę starał się wywołać uśmiech na jej twarzy. Nott też to zauważył i rzucał tylko co chwilę wściekłe spojrzenia w stronę Blaise'a. Mógł nie szanować Mary, ale uważał ją za swoją własność, a najwidoczniej Zabini niebezpiecznie zbliżał się do granicy.
      Hermiona z całej siły starała się ignorować przytuloną do Dracona Astorię. Jego ramię niedbale obejmowało roześmianą dziewczynę. On sam śmiał się z pewnym opóźnieniem, jakby szedł za tłumem, nie wiedząc nawet co robi. Czasem zawieszał wzrok gdzieś poza głowami wszystkich, aby znów wrócić świadomością do przyjaciół.
      Pijana Astoria musiała podeprzeć się na chłopaku, aby usiąść prosto. Pstryknęła palcami i zaśmiała się patrząc na Hermionę.
        - Wino – warknęła, nadstawiając kieliszek.
      Dziewczyna dyskretnie zacisnęła dłoń w pięść, ale podeszła powoli do Astorii. Miała ochotę powyrywać jej wszystkie oczy, ale uśmiechnęła się tylko do niej sztucznie. Wszystko w jej środku aż się gotowało z wściekłości. Była Gryfonką, do jasnej cholery! Nie była stworzona, aby usługiwać Ślizgonom, tylko, żeby walczyć i mieć swój honor.
      Ręka Astorii zatrzęsła się niebezpiecznie i krwistoczerwone wino spłynęło prosto na jej białą sukienkę. Zerwała się na równe nogi, wylewając resztę i chwiejąc się lekko, stanęła naprzeciw Hermiony. Jej twarz była czerwona z wściekłości, ale Gryfonka nie cofnęła się nawet o krok. Patrzyła jej tylko z pogardą prosto w oczy. Nie da się zastraszyć jakiejś rozpieszczonej gówniarze.
Ślizgonka wykonała szybki ruch różdżką i Hermiona poczuła, jak ból przygniata ją do ziemi. Nie był to Cruciatus, ale coś porównywalnego, bardzo niebezpiecznego. Niewidzialna siła zaczęła przyciskać dziewczynę do podłogi, zabierając całe powietrze z płuc. Miała wrażenie, że coś okropnie ciężkiego spadło nagle na jej brzuch i klatkę piersiową. Przerażający ból, jakby ktoś łamał jej wszystkie żebra. Chciała krzyknąć, nawet prosić o pomoc, ale z jej gardła wyszło tylko rzężenie. Błaganie o choć jeden haust powietrza. Tylko odrobinę tlenu...
        - Dość – usłyszała stanowczy głos i nagle wszystko ustało.
      Ogromny ciężar w ułamku sekundy zniknął z jej żeber. Podniosła się na łokciach, oddychając ciężko cudownym powietrzem. Rozejrzała się zlękniona po ludziach. Mary siedziała jak sparaliżowana i patrzyła na Hermionę przerażona. Sophie miała tylko na ustach pogardliwy uśmiech. Draco, który przerwał tę torturę, patrzył wściekle na Astorię.
        - Ona ma pozostać żywa. ŻYWA! Takie są wymagania Czarnego Pana i nie chcesz się potem tłumaczyć – wysyczał.
      Dziewczyna spojrzała na niego urażona i usiadła na swoim miejscu.
        - Wstawaj i idź po kolejne wino. Potem to posprzątasz – warknął w stronę Hermiony i powrócił do niedokończonego kawałka tarty.
      Hermiona dopiero teraz rozejrzała się po podłodze. Butelka wina leżała obok niej, a cała jej zawartość znalazła się na zielonym dywanie. Nadal oddychając ciężko wstała bardzo powoli. Przed oczami miała mroczki i chwiała się nieznacznie. Wspierając się ściany, wyszła powoli z jadalni do kuchni. Natychmiast pootwierała wszystkie okna, żeby poczuć na twarzy świeże powietrze. Astoria była tak samo nienormalna, jak wszyscy Ślizgoni, których znała. Tortury słabszych zawsze sprawiały im przyjemność, a teraz to Hermiona była łatwym celem. Gdyby tylko miała przy sobie swoją różdżkę... Była pewna, że pokonałaby Astorię kilkoma prostymi zaklęciami.


      Od kolacji minęły dokładnie cztery dni i ulubionym zajęciem Hermiony stało się unikanie Astorii i Dracona. Ślizgonka też najwidoczniej nie miała ochoty jej widzieć, bo panna Granger miała na razie okazję zobaczyć ją tylko kilka razy. Podobnie było z Draconem, z którym nie zamieniła ani jednego słowa. Kiedy Ślizgoni byli w pracy, Hermiona mogła rozkoszować się słodką samotnością. W tym momencie nie potrzebowała niczego innego bardziej, niż tego. Mimo wszystko Astoria jej nie oszczędzała, Hermiona codziennie znajdowała w kuchni listę zadań do wykonania, wraz z dokładnymi instrukcjami co do potraw. Zazwyczaj starała się wszystko zrobić jak najszybciej, aby mieć potem trochę czasu na poczytanie książki. Oprócz rasistowskich i obraźliwych ksiąg, na półce znalazła też kilka starych i wartościowych dzieł. Zagłębiała się w nie z lubością, choć na chwilę odcinając się od przykrej rzeczywistości. Mogła podróżować wraz z bohaterami, przeżywać przygody... Cieszyć się i płakać...
        - Ziemia do Granger – usłyszała złośliwy głos niedaleko swojego ucha i podskoczyła.
        - Czego chcesz? - warknęła w stronę Dracona.
        Zagłębiona w życie głównego bohatera nie zauważyła nawet, gdy mężczyzna wrócił z pracy. Czasem korciło ją, żeby zapytać o jego stanowisko w ministerstwie, ale zawsze wybierała jednak ciszę. Już na samym początku pobytu tutaj doszła do wniosku, że nie zamierza wchodzić z nim w jakiekolwiek dyskusje czy rozmowy. Skoro udawał przed nią martwego to niech tak pozostanie. Sam dokonał tego wyboru. On dla niej nie istniał już od dwóch lat.
        - Jest sprawa. Ucieszysz się – mruknął.
      Uniosła brwi i spojrzała na niego zaskoczona.
        - Za kilka dni spotykam się z Dumbledorem. Nie patrz tak na mnie, nie mogę zdradzać szczegółów. Polecenie Czarnego Pana. Postanowiłem pójść ci odrobinę na rękę. Czy jest coś w twoim domu, co chciałabyś mieć tutaj? Przekażę Dumbeldore'owi, żeby zabrał to ze sobą. Możesz napisać też krótki list pod warunkiem, ze będę mógł go wcześniej przeczytać. To co, chcesz coś stamtąd?
      Zastanowiła się przez chwilę. Najbardziej chciałaby mieć przy sobie swoich przyjaciół. Pomyśl o czymś racjonalnym, głupia – skarciła się w myślach. Tak naprawdę, to prawie niczego jej tutaj nie brakowało, jeżeli chodzi o rzeczy materialne.
        - Jest takie coś. Małe niebieskie pudełko w moim biurku. Jest zabezpieczone zaklęciem i tylko aj mogę go otworzyć.
        - Skąd mam mieć pewność, ze to nie podstęp? - zmrużył oczy z podejrzeniem.
        - To tylko kilka pamiątek, zdjęć. Najważniejsze dla mnie rzeczy. Zaufaj mi, lub dolej Veritaserum, nie mam nic do ukrycia – warknęła rozdrażniona samą jego obecnością.
        - Niech będzie, biorę za to odpowiedzialność – mruknął, odwrócił się i skierował w stronę wyjścia z salonu.
        - Malfoy! - zawołała za nim gdy otwierał drzwi.
Chłopak zatrzymał się, ale nie odwrócił. Stał w bezruchu i czekał, aż dziewczyna sprecyzuje swoje myśli.
        - Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić? W wiezieniu jest pewna kobieta... Megan Turner. Czy... Czy mógłbyś dowiedzieć się czy nadal żyje? P... Proszę... Draco... - szepnęła lekko łamiącym się głosem. Teraz wreszcie nadarzyła się okazja, aby cokolwiek dowiedzieć się o Megan. Jeżeli kobieta nadal będzie żyła, Hermiona zrobi wszystko, żeby jakoś ją stamtąd wyciągnąć.
        - Zapytam – odpowiedział chłopak chłodnym tonem. - Coś jeszcze?
        - Tak, dziękuję za uratowanie życia. Gdyby nie ty, Atoria pewnie by mnie zabiła – przełamanie swojej dumy, aby mu podziękować zajęło jej ostatnie cztery dni. Czuła jednak, ze musi to zrobić. Nie mogła być wobec niego niesprawiedliwa, w końcu zrobił dla niej coś dobrego.
        - Nie ma za co – mruknął obojętnym tonem, ale nie mogła zobaczyć, że uśmiechnął się delikatnie.


        - Idę z panem! - krzyknął rudy chłopak uderzając pięścią w stół.
      W pomieszczeniu natychmiast zawrzało. Wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę spokojnie stojącego starca.
        - Rozumiem, że się martwisz, ale to nie jest najlepszy pomysł. Nie mamy pewności co do bezpieczeństwa.
        - Też chcę iść – wrzasnęła natychmiast Ginny.
      Siedziała obok Harry'ego i do tej pory spokojnie przysłuchiwała się wymianie zdań.
         - Zapomnij – warknął natychmiast jej brat.
      Kiedy zrobiła się cała czerwona ze złości, Harry położył jej uspokajająco rękę na ramieniu. Chłopak wrócił dwa dni temu, gdy z pomocą Dumbledore'a zniszczył jednego z horkruksów. Był wycieńczony, a jego ciało pokrywały liczne blizny i świeże razy, ale wciąż był żywy i miał siłę ducha, by walczyć. Tak jak wszystkich dobijała go bezczynność. Był na końcu świata w poszukiwaniu cząstek duszy Voldomorta, a nie jest w stanie pomóc przyjaciółce, która prawdopodobnie jest przetrzymywana tylko kilkadziesiąt kilometrów od niego.
Kiedy wrócił do Zakonu dotkliwie odczuł brak Hermiony. Nie rzuciła mu się na szyję, szczęśliwa, że wrócił żywy. Nie mógł opowiedzieć jej o wszystkim co przeżył i posłuchać jej głosu. Przeraziła go też zmiana w zachowaniu jego najbliższych.
      Ron chodził wściekły i wybuchał przy każdej okazji. Przez dwa dni pobytu Harry'ego w tym domu, przyjaciel rozbił już trzy kubki, nawrzeszczał na Ginny, że zbyt długo zajmuje łazienkę oraz kilka razy nawarczał na innych domowników. Wieczorami zamykał się za to w swoim pokoju i nikogo do niego nie wpuszczał. Harry był pewny, że Ron próbował wtedy wymyślić jakiś plan, by odbić dziewczynę.
      Za to Ginny stała się jedynie cieniem. Snuła się po domu jak duch. Blada, z podkrążonymi oczami i potarganymi włosami. Chociaż próbowała udawać i funkcjonować jak inni, w środku była zupełnie rozbita i można to było zobaczyć w jej oczach. Miała do siebie żal, że pokłóciła się z Hermioną, gdy ta wychodziła z domu na targ. A teraz mogła nie zobaczyć jej już nigdy. Nie odzywała się więc do nikogo i w ciszy przetrawiała swój ból.
      Matka Hermiona co jakiś czas zanosiła się głośnym płaczem. Przez większość dnia jednak spała, przez eliksiry, które pani Weasley sukcesywnie dolewała jej do herbaty. Razem z panem Grangerem stwierdzili, że tak będzie lepiej i choć trochę uśmierzą jej cierpienie.
        - To może być podstęp – powiedziała pani Wealey obcym tonem.
        - Dlatego nie chcę brać odpowiedzialności za chłopaka, Molly – odpowiedział starzec niewzruszony.
        - Nie będę tu siedział – wrzasnął Ron, robiąc się niebezpiecznie czerwonym na twarzy. - Nie jestem już dzieckiem i chcę ratować moją narzeczoną, do jasnej cholery!
        - Czego Sam-Wiesz-Kto może od ciebie chcieć, Albusie? - Molly zupełnie zignorowała syna.
        - Tutaj sprawa się komplikuje. Istnieje możliwość, że młody pan Malfoy działa na własną rękę. Prosił mnie o wyjątkową dyskrecje w tej sprawie, ta rozmowa nie może wyjść poza mury tego domu.
        - A co on ma wspólnego z Hermioną? - prychnął Ron.
        - Śmiem podejrzewać, że panna Granger jest przetrzymywana w jego domu.
     Oczy chłopaka błysnęły niebezpiecznie. Jego dziewczyna była uwięziona w domu tego dupka! Dupka, który zawsze miał powodzenie u kobiet i brał co chciał. Ani trochę mu się to nie spodobało. Tego było wręcz zbyt wiele, jak na jego wytrzymałość!
        - Chcę z nim porozmawiać. Pójdę czy wam się to podoba czy nie.


      Tydzień. Cholerny, męczący tydzień w tym znienawidzonym domu. To była jej pierwsza myśl, gdy tylko rozchyliła powieki. Czy nikt jej nie szukał? W tym czasie powinni ją już przecież odbić. Nie bądź egoistką – skarciła się w myślach. Dobrze wiedziała, jakie ryzykowne były takie akcje i nie chciałaby, żeby ktokolwiek stracił życie w jej obronie, ale chyba powoli już traciła rozum w tym miejscu.
      Przetarła opuchnięte od nocnego płaczu oczy i położyła jeszcze na chwilę bolącą głowę na miękkiej poduszce. W całym organizmie czuła, że spała zbyt długo. Niepewnie spojrzała przez okno. Słońce było już wystarczająco wysoko na niebie, by wzbudzić w niej przerażenie. Z pewnością było koło południa, a z pewnością na stole w salonie czekała na nią cała lista rzeczy do zrobienia. Przynajmniej zapowiadało się jeszcze kilka samotnych godzin...
      Pierwszym co wzbudziło jej niepokój był szelest w salonie. Może to tylko skrzaty albo umysł płata jej figle? Kiedy coś z impetem upadło na podłogę była już pewna, że nie jest sama. Ostrożnie skierowała się w tamtą stronę. Nie wiedziała, kogo bardziej nie chce tam spotkać: Dracona czy Astorię?
      Zasłyszane przekleństwo zupełnie rozwiało jej wątpliwości. Westchnęła i wkroczyła do salonu po swoją listę zadań. Starała się nie zwracać uwagi na popijającego w samotności Dracona. Nawet na niego nie spojrzała, tylko z bijącym sercem odszukała kartkę.
         - Nie żyje – usłyszała głos, gdy już go minęła. Zamarła w pół kroku, ale nie zamierzała się odwracać. Kto nie żyje? Harry? Astoria? Ron? Ginny?
         - Kto – zapytała ze ściśniętym gardłem.
         - Ta twoja szlama, o którą miałem zapytać. Zabrali ją na przesłuchanie zaraz po twoim odejściu i już nie wróciła. Wrzucili ją pewnie do jakiejś zbiorowej mogiły – język plątał mu się od nadmiaru alkoholu.
         - Megan – szepnęła Hermiona powstrzymując łzy.
      Dopiero teraz odważyła się spojrzeć na chłopaka. Nie wyglądał, jakby w ogóle wychodził z domu tego dnia. Włosy miał potargane, ubrany był jak zwykle elegancko, ale jakby bardziej niechlujnie.
        - Masz, napij się – wybełkotał i wyciągnął w jej stronę butelkę z resztką alkoholu. - To pomaga choć na chwilę.
         - Pijesz przed trzynastą? - zapytała z powątpiewaniem, ale przyjęła mały podarek.
         - Okoliczności tego wymagają – mruknął.
      Pociągnęła z butelki duży łyk i skrzywiła się. Nienawidziła, gdy ta paląca ciecz przelewała się przez jej gardło. Nie było to teraz jej największe zmartwienie, więc wypiła jeszcze trochę.
         - Siadaj – poklepał ręką miejsce obok siebie na kanapie.
      Nie miała ochoty się sprzeciwiać. Wszystko w niej wrzało z nienawiści i żalu. Zabili ją... Gdyby nie Hermiona, Magan może nawet dożyłaby lepszych czasów... Ale ona znów musiała czuć się winna czyjejś śmierci. Jakby tak miało być już zawsze.
      Draco wyrwał jej butelkę i doił resztę za jednym zamachem.
        - Idę po więcej – mruknął.
      Próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa, więc tylko bezwładnie zsunął się na podłogę. Klnąc oparł się o kanapę i niezdarnie próbował wstać.
        - Ja to zrobię – mruknęła dziewczyna. - Gdzie mam szukać?
      Wyciągnęła z barku jeszcze jedną butelkę whiskey i wróciła do chłopaka. Najwygodniej jak umiała rozsiadła się obok niego na podłodze, aby nie musiał wstawać, i podała mu alkohol.
Nie chciała być w tym momencie sama. Wolała nawet towarzystwo pijanego Malfoy'a, niż swoje własne. Kiedy tylko zostanie sama, znów zaleje ją poczucie winy i smutek. Chciała uciec od tego jak najdalej, przynajmniej na chwilę.
        - Kim dla ciebie była? - zapytał w końcu przerywając ciszę.
      Minęła chwila, nim Hermiona odważyła się opowiedzieć mu o Megan. Popijając co chwilę whiskey, której smak przestał już jej przeszkadzać, opowiedziała mu o całej nadziei, którą wzbudziła w niej poznana w celi kobieta.
        - A ty czemu zapijasz smutki? - zapytała pół butelki później, gdy alkohol już porządnie szumiał jej w głowie. Tak było lepiej. Słodkie upojenie, słodka nicość.
        - Wszystko się kurewsko pokomplikowało, Granger. Miałem wszystko: dom, piękną narzeczoną, wymarzoną pracę. Można nawet powiedzieć, że byłem szczęśliwy. A teraz wystarczy tylko jeden głupi krok, a znajdę się na dnie. Na samym dnie! Ale ja nie potrafię nie ryzykować kiedy coś jest tego warte. Ja po prostu czuję, że muszę. Ale mogę to przypłacić wszystkim, co mam.
        - Co takiego zrobiłeś?
      Wszystkie opory w zupełności zniknęły. W końcu rozmawiali normalnie, nieskrępowanie, jak kiedyś. Aktualne problemy i alkohol zupełnie przysłoniły napięcie i żal.
        - Działałem na własną rękę. Wiele. Zbyt wiele. A teraz się boję. Tak Granger, boję się. Jak każdy śmierciożerca.
Zapadła cisza.
        - Mam kilka zadań do zrobienia – mruknęła dziewczyna, próbując wstać. Świat wirował, ale poczucie obowiązku wciąż twardo stało na ziemi.
        - Zostań – warknął chłopak rozkazującym tonem i pociągnął ją z powrotem na podłogę.
Była zupełnie bezsilna wobec jego dotyku. Niezgrabnie wręcz upadła na podłogę i z westchnieniem oparła się o kanapę.
        - Te wszystkie problemy... Pamiętasz nas sprzed dwóch lat? - zachichotała, choć wcale nie było jej wesoło.
        - Tak. Byliśmy naiwni, skoro myśleliśmy, że coś może z tego wyjść. Kilka chwil słabości, których nie można było nawet nazwać związkiem.
        - Wiem, ale byłam wtedy szczęśliwa. Czułam, że mam wszystko. A ty? Byłeś wtedy szczęśliwy?
     Nie odpowiedział od razu, tylko przysunął się do niej tak blisko, że stykali się teraz ramionami.
        - Byłem – szepnął kilkanaście centymetrów od jej twarzy.
      Owiał ją jego oddech pachnący alkoholem i przywiał na myśl ich pierwszy pocałunek. Znów przez chwilę chciała skosztować jego ust. Przybliżyła się jeszcze o kilka centymetrów, tak blisko, że wymieniali się przyspieszonymi oddechami...

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 8 - Małe początki.

27 komentarzy:
        - Coś ty nagadał Granger? - zapytał blondyn, gdy tylko zabezpieczył pokój zaklęciem wyciszającym.
Blaise zmarszczył brwi, patrząc na przyjaciela z zaskoczeniem.
        - Tylko prawdę. Wymyśliła sobie jakieś bzdury o Astorii, więc wyprowadziłem ją z błędu.
        - To nie były żadne bzdury, ona miała znać dokładnie taką wersję – odpowiedział z niebezpiecznym spokojem.
        - Żartujesz sobie? Dlaczego ją okłamujesz? Przecież dobrze wiesz, że...
        - Zamknij się, Blaise! To przeszłość, do której nie chcę wracać. Nie mogę, nie w obecnej sytuacji.
        - Ona powinna znać prawdę. Jeżeli nadal będzie odnosiła się z taką pogardą do wszystkich śmierciożerców, to skończy w piachu szybciej, niż myślisz. Musiała wiedzieć, że ma kogoś po swojej stronie. Ma mnie, ciebie i Mary. Ona nie jest głupia, nie zdradzi nas.
        - Skąd ci się w ogóle wziął pomysł na te ckliwe wyznania? - warknął Draco.
        - Nott ją pobił i mam nadzieję, że tylko tyle, bo nie znam szczegółów. Widziałem jej twarz w nocy, siniaki znikały już pod wpływem eliksiru, ale to nie wyglądało na jedno uderzenie. Pomyśl, jak ona musi się czuć.
Zabini nie mógł przeoczyć zmiany w twarzy Malfoy'a. W ułamku sekundy ze wściekłej zmieniła się w zaniepokojoną, a za chwilę przybrał maskę obojętności.
        - Jeżeli chcesz jej pomagać, to proszę bardzo, ale mnie w to nie wplątuj.
Teraz to Blaise był wściekły. Jego wzrok rzucał w przyjaciela piorunami.
        - Zwariowałeś? Przecież ją kochałeś! Jak możesz tak po prostu ją teraz zostawić z tym wszystkim samą?
        - Jakbyś nie zauważył, mieszka w moim domu. Nie zostawiłem jej samej. Mieliśmy umowę, Blaise! Działamy tylko z ukrycia, ale ty najwidoczniej jesteś zbyt głupi i nas zdradziłeś! Kto będzie dbał o Ginny, jeżeli powieszą cię za zdradę?
Zabini już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeli trzaśniecie drzwi wewnątrz domu.
        - Wróciłam – krzyknęła Astoria śpiewnym głosem.
        - Nie zbliżaj się do Granger, bo jeżeli ktoś dowie się o tym, co robimy, to nas powieszą! - mruknął Draco przez zaciśnięte zęby.
        - Jak wolisz, ale ona zasługuje na prawdę!
        - Teraz udawaj, że wszystko jest w porządku i wychodzimy. Astoria nie może o niczym wiedzieć.
Blaise kiwnął tylko głową i wyszedł na korytarz. Był wściekły na przyjaciela i na siebie. Był jednak pewien, że Granger powinna wiedzieć, że Draco jest po jej stronie. Nie przeczył, że było to ryzykowne, ale ostrożność nigdy nie była ich mocną stroną. Tylko narażając swoje życie mógł być pewien, że Ginny jest bezpieczna. Chciał też jak najlepiej dla Granger.
      Draco był inny. Po bitwie zupełnie się od wszystkich oddalił i rzucił w wir pracy. Granger stała się tematem tabu. Zabini miał zupełny zakaz wymawiania jej nazwiska w jego obecności. A potem nagle oświadczył, że żeni się z Astorią. Dla Blaise'a był to szok, nigdy nie sądził, że przyjaciel byłby do tego zdolny.
      Astoria stała przy drzwiach i zdejmowała lekką, skórzaną kurtkę. Uśmiechnęła się do mężczyzn i posłała im promienny uśmiech, przeczesując dłonią długie włosy. Draco podszedł do niej szybko i pocałował w usta na powitanie.
        - Jak było w pracy? - zapytał swoim naturalnym tonem.
- Normalnie. Czy Granger już tu jest? - spoważniała nagle i spojrzała w stronę pokoju na końcu korytarza.
        - Tak, ale myślę, że już śpi. Nie martw się, myślę, że to tylko tymczasowe. Tylko do czasu, aż Voldemort nie zdecyduje inaczej. Mi też ta sytuacja nie jest na rękę.
Blaise zaczął zastanawiać się, jakim cudem Draco oszukuje tyle osób jednocześnie. Granger, Astorię, a nawet siebie...


      Rozbudziła się, gdy usłyszała głosy w głębi domu. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że ten żeński należał do Astorii. Później odezwał się Draco, a na końcu... Tak, to z pewnością był Blaise. Na palcach podeszła do drzwi i przyłożyła do nich ucho, aby wszystko dokładnie słyszeć. Rozważała wyjście na korytarz, ale nie była pewna, czy jest gotowa na stanięcie z Astorią twarzą w twarz. To chyba było dla niej zbyt wiele na ten moment.
      Nie wyłapując żadnych przydatnych informacji, znów położyła się na łóżku. Kolor ścian przyprawiał ją o mdłości. Gdyby tylko miała teraz swoją różdżkę... Ze smutkiem musiała przyznać, że z pewnością już dawno ją złamali. Dla nich była wart mniej od mugoli. Nienawidzili jej bardziej, niż ich, a tak naprawdę jej jedyną zbrodnią było pochodzenie. Im dłużej trwała wojna, tym bardziej była z niego dumna. Nie udało się im złamać jej silnej woli ani zachwiać pewności siebie. Dla nich była tylko szlamą, ale ona za każdym razem wybierałaby to, zamiast rasistowskiego rodu czystej krwi.
      Cały czas starała się myśleć pozytywnie. Chciała wierzyć, że wojna dobiegnie końca, a ona będzie mogła wrócić do domu. Poślubić w końcu Rona... To kiedyś było jej marzenie, ale w świetle ostatnich wydarzeń, nie była już tego taka pewna. Im więcej razy widziała Draco, tym częściej miała ochotę pisać do niego listy, jak gdyby był nieobecny. Te dwa lata nie zmieniły jej uczuć do niego. Ukryła je w najciemniejszym zakamarku jej serca i dopuszczała do siebie tylko szczątki wspomnień. Stworzyła w sobie swego rodzaju tamę, aby ukrócić sobie cierpień i żałoby. Teraz to wszystko pękło. Jej umysł zalała powódź wspomnień i uczuć, o które już od dawna się nie podejrzewała. W tym momencie mogła być pewna już tylko trzech rzeczy: nie będzie jej łatwo żyć obok niego, patrzeć, jak układa sobie życie z inną kobietą i wiedzieć, że jest dla niego tylko przeszłością...
      Nagle usłyszała kroki na korytarzu. W pośpiechu odwróciła się w stronę ściany i nakryła kołdrą pod samą brodę. Przeczucie mówiło jej, że to właśnie do jej pokoju kieruje się ta osoba. Nie znała dokładnie jej zamiarów, więc wolała udać, że śpi.
      Nie pomyliła się. Drzwi otworzyły się powoli, wpuszczając do pomieszczenia trochę światła. Hermiona odważyła się delikatnie uchylić powieki. Jasnowłosy mężczyzna stał w drzwiach, opierając się biodrem o futrynę i wpatrywał prosto w jej stronę. Czego, do cholery, Draco Malfoy szukał w jej pokoju o tej porze? Bała się poruszyć, żeby przypadkiem nie odkrył, że dziewczyna nie śpi. Starała się oddychać spokojnie i miarowo, choć jej serce waliło jak oszalałe. Zacisnęła powieki czekając na rozwój wypadków.
      Ku swojemu zdziwieniu usłyszała kroki i odgłos zamykanych drzwi. Gdy znów otworzyła oczy, Dracona już nie było. Odetchnęła z ulgą i odwróciła się na plecy.


      Obserwował, jak ciało przytulonej do niego kobiety unosi się delikatnie i opada pod wpływem oddechu. Pogłaskał ją delikatnie po włosach. Nie była to oznaka czułości, ale próba poczucia czegokolwiek. Czy dotykając kobiety, z którą spędzi resztę życia nie powinien czuć spokoju? O miłości nawet nie myślał. Wystarczałyby jakiekolwiek głębsze uczucia, aby oderwać myśli, od dziewczyny śpiącej kilka pomieszczeń dalej. Siedziała w jego głowie, odkąd zobaczył ją w głównej siedzibie Voldemorta. Miał nadzieję, że to chwilowe. Normalne, po tak długiej rozłące. Ale wspomnienia o niej towarzyszyły mu w każdym momencie.
      Najdelikatniej jak tylko mógł, wysunął się spod śpiącej dziewczyny z nadzieją, że jej nie obudzi. Astoria odwróciła się powoli na drugi bok. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, aby mieć pewność, że nie powróciła do niego z objęć Morfeusza. Kiedy nie zrobiła już żadnego ruchu, wyszedł po cichu z pokoju. Jego umysł głośno protestował, ale z całych sił starał się go ignorować. Przeszedł na palcach przez ciemny korytarz. Delikatnie uchylił drzwi do jej pokoju. Stanął, oparł się o futrynę i spojrzał na ciemny zarys śpiącej dziewczyny. Zwinęła się w kłębek przy ścianie, a włosy, które odzyskały już swój naturalny kolor, przykrywały delikatnie resztę poduszki. Z tej perspektywy mógł dostrzec tylko jej piegowaty, lekko zadarty nosek. Właśnie w tym momencie, gdy znów poczuł że mógłby być przy niej zrozumiał, że jest jej winien wyjaśnienia. Nie będzie to łatwa rozmowa, ale konieczna. Będzie musiał powiedzieć, dlaczego zniknął bez słowa, dlaczego udawał martwego i zupełnie się na nią zamknął.
      Spała tak spokojnie. Wyglądała tak niewinnie, że aż nie mógł oderwać od niej wzroku. Zamrugał kilka razy, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę swojego pokoju.


      Obudziły ją pierwsze promienie słońca. Przeciągnęła się leniwie, wstała i wolno podeszła w stronę szafy. Szybko wybrała sobie ubranie i weszła do skromnej łazienki. Kiedy cudowna, gorąca woda zaczęła stróżkami spływać po jej ciele, przez chwilę poczuła się jak w domu. Ociągała się jak tylko mogła, aby jak najdłużej rozkoszować się tym uczuciem. Wreszcie jednak wytarła się ręcznikiem, założyła luźną, starą bluzkę i jeansowe spodnie. Dopiero kiedy wyszła ze swojego pokoju, uderzyła w nią cisza panująca w całym domu. Wydawało jej się, jakby była w zupełnej próżni, odcięta od jakichkolwiek dźwięków. I najwidoczniej była sama.
        - Halo? Jest tu kto? - odważyła się zawołać niepewnym głosem.
      Odpowiedziała jej tylko głucha cisza. Trochę nią uspokojona, zaczęła iść korytarzem w stronę drzwi wyjściowych. Nie robiła sobie nadziei, że jest jakakolwiek możliwość ucieczki, ale chciała zacząć zwiedzanie od początku.
      Po przejściu krótkiego korytarza można było pójść w głąb domu lub ruszyć schodami na górę. Najpierw zdecydowała się na pierwszą opcję. Salon już widziała, więc zajrzała do niego tylko pobieżnie. Dalej była mała, ciemna kuchnia. Była w typowo czarodziejskim stylu, nic z nowoczesnych mugolskich urządzeń, choć w porównaniu do kuchni państwa Weasley'ów, ta aż kipiała przepychem i bogactwem. Na stole stał kubek zupełnie zimnej kawy i wystygła jajecznica. Mała karteczka leżąca obok informowała, że to jej śniadanie. Nie miała najmniejszego prawa, by narzekać. Zjadła wszystko w pośpiechu, aby mieć więcej czasu na zwiedzanie domu przed powrotem jego właścicieli.
      Po kuchni przyszła pora na ogromną sypialnię. Na łóżku spokojnie zmieściłyby się trzy osoby. Sprawiało wrażenie zniewalająco wygodnego, co potęgował tylko stos poduch. Większość z nich było w odcieniach butelkowej zieleni, tak samo jak kołdra. Hermiona mimowolnie usiadła na nim i pogładziła ręką po pościeli. Tutaj spał Draco... Wraz z Astorią oczywiście. Cały pokój był trochę jaśniejszy od pozostałych pomieszczeń, które widziała. Ściany miały odcień, przywodzący na myśl nieotynkowaną ścianę, ale mimo swojej ponurej szarości pasowały tam idealnie. Z obu stron łóżka stały nocne szafki. Niewiele myśląc Hermiona postanowiła sprawdzić ich zawartość. Ta należąca do Astorii była otwarta. Leżało tam kilka drobiazgów takich jak szczotka do włosów czy aktualnie czytana książka. Hermiona zamknęła ją natychmiast, nie widząc potrzeby przetrząsania rzeczy dziewczyny. Zaciekawiona podeszła do szafki Dracona. Najpierw sprawdziła szufladę. Zamknięta. Trochę zawiedziona spróbowała otworzyć drzwiczki szafki. Zrezygnowała już po jednej próbie. Nie było sensu szarpać się z zabezpieczonymi zaklęciem przedmiotami. Jej wzrok padł jednak na sam dół szafki. Draco, zamykając ją ostatnio, przytrzasnął wąski kawałek materiału. Hermiona zobaczyła kilka wystających centymetrów czarnej wstążki. Złapała za miękki, wyświechtany materiał i pociągnęła. Nie drgnął nawet o milimetr. Poddała się z westchnieniem i wstała. Nie było sensu więcej czasu spędzać w sypialni Dracona i Astorii. Zdecydowanie nie było to miejsce, w którym chciałaby spędzać dużo czasu. Zajrzała jeszcze tylko do ich osobistej łazienki z ogromną wanną dla dwojga. Całe pomieszczenie było złoto-białe i aż przytłaczało swoim bogactwem. Hermiona przyznała w duchu, że z Draconem zdecydowanie jest coś nie w porządku. Jego zamiłowanie do przepychu i bogactwa było co najmniej niepokojące.
      Na tym piętrze znalazła jeszcze garderobę oraz łazienkę dla gości. Szybko ruszyła na górę i miała nadzieję, że nikt nie wróci teraz niespodziewanie do domu. Nie chciała się tłumaczyć w razie, gdyby nie miała prawa szwendać się po domu. Na piętrze nie było wiele pomieszczeń. Oprócz ładnie urządzonej sypialni dla gości, która utwierdziła ją w przekonaniu, że jej pokój był jedynie pomieszczeniem dla służby, znalazła też dwa zamknięte pokoje i ostatni najmniejszy. Jej serce ścisnął smutek, gdy tylko zobaczyła, co się tam znajduje. Pomieszczenie nie było jeszcze w pełni urządzone, ale zaraz przed nią stała pięknie rzeźbiona, drewniana kołyska dla dziecka. Wyglądała na bardzo starą. Podeszła bliżej, aby móc się jej przyjrzeć. Wyglądała na bardzo starą i używaną przez wiele lat. Z przodu srebrnymi literami wypisane było nazwisko rodowe Malfoy. Być może ta kołyska była w rodzinie od lat, przekazywana młodszemu pokoleniu. Być może kiedyś leżał w niej Lucjusz. Z pewnością należała do Dracona i za jakiś czas będzie spał tutaj jego potomek. Jego i Astorii... Przez chwilę zapragnęła ją zniszczyć. Spalić w kominku w salonie po prostu o niej zapomnieć. Wyszła jednak pospiesznie z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami.
      Skierowała się do salonu, aby znaleźć sobie jakąś książkę. Nie widziała w tym domu innych zajęć dla siebie. Nikt nie zostawił jej listy z zadaniami do wykonania, więc uznała, że ma wolne aż do powrotu któregoś z właścicieli domu. Regał z książkami był ogromny, ale nie stawiał przed nią wielkiego wyboru. Większość dzieł zdecydowanie nie nadawała się do czytania. Szlamy. Zagrożenie czy niegroźna anomalia? Hermiona prychnęła widząc ten tytuł i podążyła wzrokiem dalej. Mugole, szlamy, charłaki i inne dziwactwa. Takich tytułów było mnóstwo i Hermiona z ulgą znalazła wśród niech jakąś normalną, wartościową książkę. F. S. Fitzgerald Wielki Gatsby. Czytała już kiedyś tę powieść, ale w obecnej sytuacji uznała, że warto do niej wrócić. Wydanie było bardzo stare i wyświechtane, ale miało swoją duszę. Rozłożyła się więc wygodnie na kanapie i pogrążyła w lekturze.
      Już po kilku stronach zaczęła niebezpiecznie utożsamiać się z głównym bohaterem. Kimś, z założenia, gorszym od ukochanej osoby. Kimś, kto nie może pogodzić się z własną przeszłością i wspomnieniami. Kimś, kto żyje nadzieją i marzeniami. I tym właśnie się różnili. Ona nie miała już marzeń, nadziei i złudzeń. Trwała wojna i zapewne przynajmniej połowa z bliskich jej osób jej nie przeżyje. A ona nawet nie mogła pomóc im w walce bo tkwiła bezczynnie w tym cholernym domu Dracona Malfoy'a.


      Jakim cudem ta banda cholernych idiotów została jego współpracownikami? Zamknął drzwi kopniakiem, aby przelać na nie choć odrobinę swojej złości. Klnąc zdjął marynarkę i niechlujnie rzucił ją na wieszak. Miał ochotę krzyknąć, gdy spadła na podłogę. Co za okropny dzień! Zupełnie nic nie szło po jego myśli. Wilson, ten idiota, znów spaprał całą misję swoją niedyskrecją i kilka miesięcy ciężkiej pracy poszło w cholerę. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej był tak wściekły i zmęczony życiem.
      Wszedł do salonu, minął leżącą na kanapie Granger, wyciągnął z barku butelkę Ognistej, nalał sobie całą szklankę i usiadł obok leżącej dziewczyny. Westchnął ze zmęczeniem i poluzował butelkowozielony krawat. Spojrzał w prawo i napotkał czujne spojrzenie dużych, czekoladowych oczu. Granger wyglądała zza książki i obserwowała każdy jego ruch. Świeżo umyte włosy odzyskały kształt, który pamiętał jeszcze z czasów szkolnych.
        - No i co się gapisz, Granger? - zagadnął zaczepnie, próbując choć na chwilę wrócić do beztroskich czasów szkolnych.
      Zamiast wyczekiwanej, zadziornej odpowiedzi, spojrzenie natychmiast z zaciekawionego zmieniło się we wrogie i opuściło znów na litery powieści. Westchnął ponownie. Jej zachowanie boleśnie sprowadziło go na ziemię. Skończyły się czasy ich beztroskiego przekomarzania i sarkazmu, teraz królowała między nimi cisza przepełniona żalem,wyrzutami i niewypowiedzianymi słowami.
      Na raz wypił całą zawartość swojej szklanki, ściągnął krawat i zaczął rozpinać koszulę.
        - Po co ten karcący wzrok? - nie odpuszczał. - Nie będę się krępował we własnym domu. Miałem dzisiaj ciężki dzień. Zresztą... Ty i tak tego nie zrozumiesz – mruknął.
Dziewczyna bez słowa wstała, odłożyła książkę na swoje miejsce i wyszła z salonu. Po chwili usłyszał huk zatrzaskiwanych drzwi.
        - Cholerna Granger – westchnął do swojej szklanki z alkoholem.


      Dziewczyna opuszkami palców dotknęła ogromnego siniaka na swojej twarzy i syknęła. Namoczyła kawałek szmatki w eliksirze i przyłożyła do krwiaka.
        - Wyprowadź się do mnie – usłyszała za sobą męski głos.
        - Nie mogę. Tu nie chodzi o mnie, Blaise, tylko o moją rodzinę. W innym wypadku wyjechałabym stąd gdzieś daleko.
        - Zajmę się nią jakoś, tylko błagam, wyprowadź się stąd.
        - Nie! - ucięła temat dziewczyna, sycząc z bólu, gdy zbyt mocno przycisnęła rękę do siniaka.
        - Zatłukę go, przysięgam. To już drugi raz w tak krótkim czasie. Powinienem zająć się tym ostatnio! Nie może mu to ujść na sucho.
Mary uśmiechnęła się tylko smutno, dotykając dłonią policzka Zabiniego.
        - Nie teraz – szepnęła. - Będziesz miał tylko więcej problemów. Obiecaj, że nic nie zrobisz. Obiecaj mi, Blaise!
      Czarnoskóry chłopak kiwnął tylko delikatnie głową. Miał już dość tej cholernej bezczynności. Mary cierpiała, a on nie był w stanie nic na to poradzić. Najchętniej zamordowałby za to wszystko Notta, ale to przysporzyłoby tylko jeszcze więcej problemów tej biednej, kruchej dziewczynie.
Gdy znów na nią spojrzał, w oczach miała łzy.
        - Czy to wszystko kiedykolwiek się skończy? - załkała. - Czy będzie jeszcze normalnie? Jak wcześniej?
Objął ją delikatnie i przytulił twarz do jej rudych włosów.
        - Tylko my o tym decydujemy. To może być niebezpieczne ale jeżeli zbierzemy wystarczająco ludzi, może się udać.
      To co powiedział było bardzo ryzykowane. Czy wszczynanie rebelii przeciw Voldemortowi nie byłoby samobójstwem? Mógłby poświęcić swoje życie, żeby zapewnić bezpieczny świat osobom, które kocha, ale kto będzie je chronił, gdy on zginie a bunt upadnie? Co będzie z Mary, gdy Nott nie będzie miał świadomości, że Zabini jest gotów go zabić, gdy zrobi krzywdę swojej dziewczynie? To jest decyzja, którą będzie musiał rozważyć. Będzie musiał rozważyć, która opcja będzie lepsza dla Mary.
        - To samobójstwo, wiesz, Blaise? - powiedziała patrząc na niego przestraszona.
        - Wiem, ale dla ciebie mógłbym je popełnić – szepnął i przytulił ją do siebie mocniej.

_____________________________________

Jestem! Niestety do 23 czerwca rozdziały będą się pojawiały mniej więcej w takim odstępie czasu. No cóż, egzaminy ważniejsze! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :)

Motyw ze wstążką w szafce Dracona to mój mały ukłon w stronę osób, które czytały pierwszą część i pamiętają z niej kilka małych szczegółów! Ktoś skojarzył? :D

Do następnego, kochane!
~Mary <3

Mrs Black bajkowe-szablony