Draco miał już serdecznie dosyć
napiętej atmosfery panującej między nim, a dwoma kobietami
mieszkającymi w jego domu. Na szczęście Astoria wyjeżdżała w
nocy i nie będzie musiał znosić jej pełnych wyrzutu spojrzeń. Od
ich nieudanej ostatniej nocy, praktycznie się do niego nie odzywała,
najwidoczniej śmiertelnie urażona. Malfoy miał szczerą nadzieję,
że przejdzie jej, gdy będzie w Szkocji, bo nie miał ochoty się z
nią kłócić. Pomyślał, że powinien kupić jej jakiś złoty
naszyjnik, to zawsze pomagało. Czasem miał wrażenie, że
dziewczyna specjalnie się wścieka, żeby dostać jakiś nowy, drogi
prezent. Jakkolwiek by to nie było kosztowne, przynajmniej działało.
Za to z Granger sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Jej pełne obojętności spojrzenie prześladowało go, gdy tylko znajdował się koło niej, a gdy przebywali w jednym pokoju, Draco miał wrażenie, że temperatura spada o kilka stopni. A teraz czekał ich tydzień zupełnie sam na sam. Nic przyjemnego... Szczególnie w tych okolicznościach.
No i jeszcze ta fiolka od Granger... Draco czekał z jej otwarciem, aż Astoria wyjedzie, żeby przypadkiem go nie przyłapała. Jak wytłumaczyłby się z siedzenia we wspomnieniach Hermione i to, w dodatku, cholera wie jakich? Specjalnie z tego powodu był rano w swoim rodzinnym domu, aby pożyczyć myślodsiewnię. Idealnie wybrał porę, bo Lucjusz był akurat w ministerstwie i w posiadłości Malfoy'ów zastał tylko matkę. Od ich ostatniej kłótni nie odzywali się do siebie, więc bez zbędnych rozmów wyniósł przedmiot i z ulgą wrócił do siebie.
Macnair na szczęście nie dawał znaku życia i w tym przypadku żadna wiadomość okazała się dobrą wiadomością i Draco miał cichą nadzieję, że zapomniał o swoich groźbach i da im święty spokój. Chociaż, jeżeli naprawdę miał zaatakować, to Draco miał nadzieję, że mężczyzna zrobi to teraz, gdy nie ma w pobliżu Astorii.
Z zamyśleń wyrwała go Granger, która z dumnie uniesioną głową przeszła przez salon ze ściereczką do kurzu i zaczęła sprzątać na regale z książkami. Obserwował ją przez chwilę w milczeniu, a potem podniósł się i skierował do sypialni. Nie miał ochoty przeszkadzać jej w pracy, szczególnie, że jego towarzystwo ewidentnie jej przeszkadzało. Tam jednak zastał pakującą się Astorię. Jedno machnięcie różdżki i jej eleganckie spódnice leżące na łóżku znalazły się w podróżnym kufrze. Drugie i zaraz koło nich ułożyły się koszule. Podszedł do niej od tyłu i objął w talii.
- Nie gniewaj się na mnie. Obiecuję, że nadrobimy to gdy tylko wrócisz. Będę miał wtedy mniej roboty – pochylił się i pocałował ją w kark.
- Może w ogóle chcesz poczekać do nocy poślubnej? - zapytała z przekąsem.
- Co to, to nie – zaśmiał się do jej ucha.
- Nie mam czasu, Draco. Muszę się pakować – wyswobodziła się delikatnie.
Westchnął i rozłożył się na łóżku zaraz obok jej gotowych do spakowania rzeczy. Pospiesznie przebiegł wzrokiem po jej ubraniach, biżuterii, bieliźnie.
- Astorio, wybacz mi, że tak wyszło i spróbuj zrozumieć – mruknął zrezygnowanym tonem.
W duchu modlił się, żeby dziewczyna już wyjechała. Nie mówiąc jej o tym, wziął na ten czas urlop. Wraz z awansem zdobył kilka przywilejów i jednym z nich było mniej godzin pracy i możliwość brania urlopu ile razy mu się żywnie podoba. Przynajmniej odpocznie sobie rzez ten tydzień od wszystkiego i będzie mógł pilnować Granger.
Wreszcie. Upragniona samotność. Sam na sam z myślodsiewnią i wspomnieniami Granger, która najprawdopodobniej już spała. Po chwili namysłu wylał w końcu srebrną substancję do naczynia i wprawił ją w ruch końcem różdżki. Mimo wszystko trochę obawiał się, co może tam zobaczyć. A potem dotknął palcem cieczy i poczuł, jak coś wciąga go do środka.
Wszędzie, gdzie tylko mógł sięgnąć wzrokiem, był śnieg. Znajdował się na jakiejś górze i nie miał pojęcie co to ma wspólnego z Granger. A potem zobaczył ich samych, siedzących na ławce i go olśniło. Znajdowali się w Szwecji, w szkole, do której udali się na magiczny konkurs. O tak, teraz dokładnie pamiętał ten dzień.
- Co ubierasz na bal? - usłyszał swój własny głos.
Prawdziwy Draco uśmiechnął się na to wspomnienie. Wtedy nawet praktycznie się nie lubili. Pogrążony we własnych myślach, ocknął się dopiero, gdy prawie trzy lata młodszy Draco wstał i zaczął lepić śnieżkę. Z krótkiej bitwy szybko przeszli na nieco bardziej przyjemną zabawę, Draco złapał ją w pasie, przerzucił sobie przez ramię i wrzucił w zaspę.
No tak, Malfoy chyba rozumiał, dlaczego pokazała mu to wspomnienie. Wtedy po raz pierwszy zauważył w niej coś więcej, niż szlamę, przyjaciółkę Pottera. Wtedy była po prostu miłą, ładną dziewczyną, z którą miło bawił się w tym śniegu.
W tym momencie świat znowu zawirował i wszystko się zmieniło. Byli teraz w jego starym dormitorium. Była noc, a w kominku wesoło trzaskał ogień.
- Za to ty jesteś strasznie przemądrzała i irytująca! Nie wiem, jak Bliznowaty i Wieprzlej z tobą wytrzymują! - usłyszał za sobą swój zirytowany głos.
Był zupełnie pijany i zaczął szybko zbliżać się do dziewczyny.
- To trzeba mnie było zostawić w tym lesie, miałbyś spokój! - warknęła Granger.
Miała na sobie krótkie spodenki i Draco od razu dostrzegł, jak bardzo schudł od tego czasu. Ze zdrowego wyglądu, przeszła na wystające żebra i lekko zapadnięte policzki.
Młody Malfoy najwidoczniej nie grzeszył w tamtych czasach delikatnością, bo złapał dziewczynę za nadgarstek, okręcił i przycisnął do ściany. Po chwili jednak całowali się namiętnie, nie zwracając uwagi na nic. Włącz ze statusami krwi i domami, w jakich się znajdowali. Co tak właściwie, Granger próbowała mu tym przekazać? No tak, byli kiedyś ze sobą, ale co to tak dokładnie miało na celu?
A potem wspomnienia zaczęły wirować. Nie był już nic konkretnego, tylko strzępki rozmów i sytuacji. Gdy raz po raz rozstawali się i schodzili. A potem, gdy od tych migawek zaczęło mu być niedobrze, wszystko ustało.
Następne wspomnienie było już zupełnie inne. Hermiona była na nim sama i Draco był pewien, że nie mogło być z nim bezpośrednio związane. Nie kojarzył tej scenerii. Dziewczyna leżała na łóżku i płakała. Chociaż bardziej przywodziło to na myśl zarzynane zwierzę. Hermiona wyła, jakby ktoś przecinał jej ciało tępym narzędziem. Była ranna? Draco podszedł do niej szybko i próbował znaleźć miejsce, z którego wypływała krew. Cokolwiek, co podałoby mu powód jej cierpienia. Kuliła się, jakby z bólu, i mocno przyciskała zaciśnięte pięści do klatki piersiowej. Kolejny spazm szlochu przebiegł po jej ciele. Przez chwilę Draco miał wrażenie, że zaczęła się dusić, nie mogła złapać powietrza w płuca, oddychała bardzo płytko i nierówno. Krztusiła się własnymi łzami. Ale nie był krwi... Może to jakiś uraz wewnętrzny? I chociaż coś w Draconie znało przyczynę takiego stanu Hermiony, oddalał to od siebie jak tylko mógł. A potem zobaczył list... Nie mógł mieć już wątpliwości, gdy poznał pismo Zabiniego. Tak, to właśnie wtedy Granger dowiedziała się o jego rzekomej śmierci. Coś ścisnęło go w żołądku, gdy patrzył na skuloną postać. Wydawała się taka bezbronna. Czy naprawdę ból psychiczny potrafił być tak wielki? Chciał natychmiast podejść do niej i ją przytulić. Pospiesznie zapewnić, że żyje i ma się dobrze. Ale wtedy świat zawirował ponownie...
Znów ten sam pokój, ale tym razem było o wiele jaśniej. Hermiona siedziała na krześle z nogami podciągniętymi pod brodę i pustym wzrokiem wgapiała się w widok za oknem. Oczy miała czerwone, a, zawsze zadbane, paznokcie obgryzione prawie do krwi. Potargane włosy opadały jej na plecy. Nie wykonywała nawet najmniejszego ruchu. Obok niej zauważył dobrze znane mu niebieskie pudełeczko. Po chwili, zaraz za nimi, otworzyły się drzwi, ale dziewczyna nawet mnie drgnęła. Ginny Weasley podeszła do siedzącej Granger i potrząsnęła nią gwałtownie. Hermiona drgnęła i spojrzała na swoją przyjaciółkę, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu.
- Mama pyta, czy zejdziesz na obiad – szepnęła ruda dziewczyna spokojnie.
Hermiona pokręciła tylko głową i powróciła do wpatrywania się przez okno.
- Na pewno jesteś głodna – Ginny nie odpuszczała łatwo.
Tym razem nie doczekała się żadnej reakcji.
- Nie wychodzisz stąd od tygodnia! - warknęła w końcu. - Rozumiem, Draco nie żyje, mi tez jest przykro, ale masz własne życie, Hermiono!
- Zabiłam go – szepnęła dziewczyna, walcząc ze łzami.
Draco spojrzał na nią z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Jej wina? Jakim cudem mogła się o to obwiniać?
Ginny wydawała się tak samo zaskoczona, zacisnęła palce na ramieniu przyjaciółki.
- Wytłumaczysz mi to? - zapytała, nie porzucając swojego spokojnego tonu.
- Draco prosił mnie, żebym z nim uciekła – powiedziała dziwnie wypranym z emocji tonem. - Pokłóciliśmy się i wtedy widziałam go po raz ostatni. Gdybym wtedy go wybrała... Żyłby, gdybym chciała z nim uciec z zamku.
- On nie miał prawa cię o to prosić – powiedziała Ginny słabym tonem.
- Ale to zrobił – przerwała jej ostrym tonem. - A następnego dnia był martwy.
Nawet, gdyby mogła go teraz usłyszeć, Draco i tak nie miał pojęcia, co mógłby jej powiedzieć. Nigdy nie pomyślałby, że dziewczyna obwinia się o jego śmierć. Co prawda... Natrafił w którymś jej liściku, który pisała do niego, że czuje się winna, ale nie wziął tego, za coś aż tak poważnego.
Następne wspomnienie wyglądało bardzo podobnie, ale zamiast Ginny, koło Hermiony stał Weasley. Granger wyglądała już lepiej, a na jej twarzy widać nawet było cień uśmiechu. Chłopak bez słowa objął ją od tyłu ramieniem i wtulił twarz w jej włosy. Draco nie do końca był pewien, czy chce to oglądać. A potem Ron przerwał ciszę.
- Hermiono, ja...
Dziewczyna natychmiast odwróciła głowę, by móc na niego spojrzeć. A potem, ku zaskoczeniu Dracona i Granger, rudzielec klęknął przed dziewczyną.
- Ja... Ja nie mam pierścionka, no wiesz... Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Ja... Chciałbym spędzić z tobą resztę życia, Hermiono. Chciałbym, żebyś została moją żoną.
Draco szybko spojrzał na Grenger. Dziewczyna wyglądała, jakby była w głębokim szoku. Malfoy bł pewien, że gdzieś w jej oczach czaił się też smutek.
- Myślę, że tak. Znaczy... Tak, wyjdę za ciebie – opowiedziała po długiej napięcie chwili.
Tego było dla Dracona zbyt wiele. Nie miał pojęcia, że Hermiona i Ron są zaręczeni. Wiedział tylko o tym, że są razem...
Początek następnego wspomnienia podobał mu się jeszcze mniej. Granger i Weasley leżeli razem na łóżku i całowali się namiętnie. O nie! Tego z pewnością Draco nie chciał oglądać! Ręka Ron powędrowała pod bluzkę dziewczyny, którą po chwili zdjął. Po jaką cholerę musiał to oglądać? Co prawda... Granger w samej bieliźnie był ciekawym widokiem, ale na pewno nie w takiej sytuacji. Ale potem dziewczyna odsunęła się od chłopaka szybko i zakryła się bluzką.
- Ja... Ja muszę iść do łazienki – powiedziała spanikowanym głosem i wstała.
Draco szybko ruszył za nią i po chwili znaleźli się w nędznie wyglądającym pomieszczeniu. Granger zamknęła drzwi na zasuwkę, usiadła na brzegu wanny i ukryła twarz w dłoniach. Po drżeniu jej ciała, Draco wywnioskował, że dziewczyna płacze. Po chwili cichego szlochu podeszła do lustra i wytarła szybko policzki z łez.
- Och, Draco – jęknęła.
Przez chwilę pomyślał, że dziewczyna do widzi, ale to przecież było niemożliwe. Nie patrzyła jednak na niego, tylko na swoje odbicie.
- Gdybyś tylko żył...
No tak, Granger mówiła sama do siebie...
A potem znowu wszystko zawirowało, ale tym razem coś pociągnęło go do góry i znów znalazł się we własnej sypialni. Czy kiedykolwiek spodziewał się, że Hermiona aż tak przeżyje jego domniemaną śmierć? Nie, tego z pewnością nie przewidział. Nigdy też nie pomyślał, że będzie obwiniać się o to wszystko. Dopiero teraz, gdy na własne oczy zobaczył jej ból, zrozumiał, dlaczego dziewczyna ma do niego aż taki żal. Musiał z nią porozmawiać. Teraz! Nie interesowało go, że jest trzecia nad ranem. Otworzył szafkę przy swoim łóżku, do której tylko on miał dostęp i wyjął z niej dwie najważniejsze rzeczy z jej zawartości. Szybkim krokiem zszedł po schodach i, nawet nie pukając, wszedł do pokoju Granger. Tak jak się spodziewał, dziewczyna spała. Koc, którym była przykryta, zsunął się z łóżka prawie w całości. Włosy Hermiona rozłożyły się na poduszce obok niej i Draco poczuł naglą ochotę by ich dotknąć. Ale klęknął tylko obok oddychającej miarowo dziewczyny i potrząsnął ją delikatnie za ramię. Przez chwilę przypomniał sobie jej wspomnienie, w którym leżała zwinięta na łóżku, krztusząc się łzami. Chciał jak najszybciej pozbyć się tego wspomnienia.
Hermiona obudziła się natychmiast i spojrzała na niego przestraszona. Miała naprawdę lekki sen. Draco machnięciem różdżki zapalił wszystkie lampy w jej pokoju.
- Co ty tu robisz? - zapytała przytomnym tonem, marszcząc brwi i podnosząc się na łokciach.
- Obejrzałem twoje wspomnienia. I ja... Ja nie zdawałem sobie sprawy, że zraniłem cię tak mocno. Tak właściwie, to nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała. I nie wiedziałem, że obwiniałaś się o moją śmierć. Nigdy nie powinnaś nawet tak pomyśleć...
- Czy naprawdę musimy przeprowadzać tę rozmowę w środku nocy? - zapytała dziewczyna z westchnieniem.
- Tak, Granger. Chcę, żebyś wiedziała coś jeszcze. To nie tak, że po prostu wyrzuciłem cię z mojego życia. Nigdy nie mógłbym tego zrobić. Spójrz.
Niepewnie podał jej czarną, zniszczoną wstążkę. Dziewczyna zmarszczyła brwi, najwidoczniej intensywnie próbowała sobie przypomnieć, co ten skrawek materiału ma z nią wspólnego.
- Zostawiłaś ją kiedyś w moim dormitorium. Gdy u mnie spałaś...
- Wiem – przerwała mu nieprzytomnym tonem. - Ale nie spodziewałam się, że nadal ją masz. Szczerze mówiąc, to nawet zapomniałam o jej istnieniu.
- A tu jest coś jeszcze – mruknął i podał jej wyświechtaną kopertę.
Hermiona, teraz już bardzo zainteresowana, wyciągnęła z środka plik zdjęć. Mimo bardzo ciemnych, prostych włosów, poznała na nich siebie. Na wszystkich miała czarną bluzę, ale były zrobione w innych dniach. Przeglądnęła około setki zdjęć, każde z innej sytuacji.
- Co to jest? - zapytała niepewnie.
- Każde Twoje wyjście na targ. Kazałem cię śledzić moim podwładnym. Oczywiście Weasley'ów też, tak dla niepoznaki. Ale tamtych zdjęć nie zachowałem. Specjalnie po to, żeby cię chronić, kontaktowałem się z Dumbledorem. Robiłem dla niego małe zadania, zazwyczaj przekazywałem mu kilka informacji o śmierciożercach, żeby miał cię pod specjalną ochroną. Próbowałem od ciebie zadbać, uwierz mi, nigdy nie pozostawiłbym cię samej sobie.
- Szpiegowałeś mnie. Miałam rację, że mnie szpiegowałeś.
- Granger, musisz mi wybaczyć. Co jeszcze mam zrobić?
- Nic – szepnęła.
- Czy moglibyśmy zakończyć tę zimną wojnę? Naprawdę myślałem, że postępuję prawidłowo. Chciałem tylko, żebyś o mnie zapomniała i ułożyła sobie życie beze mnie.
- Draco... Ja... - urwała. - Ja myślę, że mogę spróbować. Przejść na etap obojętności – powiedziała szybko. - I zwykłej znajomości. Ale... Skoro już ustaliliśmy, że nic do siebie nie czujemy, to dlaczego robiłeś to wszystko?
- Czułem się chyba za ciebie odpowiedzialny. Jakby nie było, coś nas kiedyś łączyło, nie mogłem tak po prostu cię zostawić.
Kiwnęła głową w odpowiedzi i opadła na łóżko. Draco chyba powinien wyjść, ale czuł taką ulgę, że ma już za sobą te wszystkie pełne nienawiści spojrzenia, że potrafił tylko bezwiednie wpatrywać się w dziewczynę.
- Gdzie tak właściwie jest Astoria? Wydawało mi się, że wychodziła gdzieś wieczorem, ale nie pamiętam, żeby wracała. Przespałam jej powrót?
Malfoy uświadomił sobie, że zupełnie zapomniał poinformować Hermionę, że Astoria wyjeżdża. No cóż, w świetle ich ostatniej rozmowy, która odbyła się przed chwilą, ten tydzień nie zapowiadał się aż tak okropnie.
- Sprawy służbowe. Musiała wyjechać na trochę. Mamy tydzień dla siebie, Granger – zaśmiał się cicho.
Może właśnie teraz powinien poinformować ją o Macnairze? Może powinien odesłać ją do Blaise'a? Nie! Nie chciał jej teraz martwić! Sam sobie z tym wszystkim poradzi. Zadba o nią, tak jak starał się to robić przez ostatnie dwa lata.
- Śpij dalej, Granger. Jutro porozmawiamy.
Wstał i wyszedł szybko z jej pokoju.
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna patrzył na swoich towarzyszy. Jeden z nich, niski mężczyzna o wypłowiałych włosach, zaklęciem ostrzył wyszczerbiony w kilku miejscach nóż.
- Poderżnę jej tym gardło – warknął.
- Czarny Pan może mówić co chce, ale cierpienie psychiczne jest gorsze od fizycznego. Nie martw się, przyjacielu. Pomścisz swojego syna, gdy Weasley zobaczy ciało tej szlamy – zaśmiał się Macnair.
Trzeci mężczyzna nie odzywał się, tylko przyglądał dwóm pozostałym. Miał ciemne, opadające mu na oczy włosy i wściekle niebieskie tęczówki. W swoich szkolnych latach pewnością musiał mieć grono wielbicielek, ale teraz zbliżał się już do pięćdziesiątki.
- Pamiętajcie, szlama jest moja – warknął Richard Adams, wciąż wpatrując się w swój nóż. - Niech Weasley na własnej skórze odczuje stratę kogoś bliskiego. Malfoy nam ją odda?
- Jeżeli nie, to zdobędziemy ją siłą – mruknął Marshall, który do tej pory nie uczestniczył w rozmowie.
- I pamiętaj, Adams – wtrącił się Macnair, uśmiechając obleśnie. - Może i się przyjaźnimy. Byłem przecież ojcem chrzestnym twojego syna! Ale też chcę coś z tego mieć. Ja i Marshall, gwoli ścisłości. Wstrzymaj się chwilę z poderżnięciem Granger gardła, chcemy coś z tego mieć – spojrzał na przyjaciela chytrze.
Mężczyzna zamyślił się przez chwilę, a potem skinął krótko głową.
- Róbcie z nią co chcecie, byleby została żywa. Nie zależy mi na niczym innym. Im więcej okrucieństwa ją spotka, tym gorzej zniesie to ten zdrajca krwi. Jego też dopadnę, ale później... Kiedy masz zamiar uderzyć, Macnair?
- Kiedy tylko będziesz gotowy. Malfoy nie będzie miał nic do gadania. Mam na niego haka. Albo nam ją odda, albo jego kariera i życie legną w gruzach. Uwierzcie mi, nie zaryzykuje.
- Ja chcę to mieć za sobą jak najszybciej. Proponuję iść tam jutro. Jutro w nocy. Wchodzicie w to?
Marshall i Macnair kiwnęli krótko głowami.
Harry Potter siedział w swoim pokoju i w pośpiechu przeglądał stertę map i notatek. Według zapisów Dumbledore'a horkruks powinien być ukryty w górach gdzieś w południowej europie. Pozostawaj jednak jeden, kluczowy problem. Jak Harry miałby się tam dostać niezauważony? Mimo, że odpowiedzi na to pytanie nie mógł znaleźć w tych kawałkach papieru, to nadal przerzucał je bezwiednie. Przecież musiała istnieć jakaś opcja...
Pojedynczy krzyk rozdarł ciszę w domu. Harry poderwał się gwałtownie, rozpoznając głos pani Weasley. Na dole zaczęło robić się zamieszanie, które chłopak słyszał już bardzo wyraźnie. Szmery, przyciszone głosy i szloch. Zaciekawiony i lekko przestraszony podszedł do drzwi, otworzył je ostrożnie i wyjrzał na korytarz. Całe piętro było puste, ale na dole wrzała jakaś dyskusja.
Harry bardzo delikatnie wychylił się za poręcz schodów i zobaczył bezwładne ciało leżące na noszach. Nie wiedział twarzy, bo przysłaniała ją burza blond loków. Serce chłopaka zabiło szybciej. Luna... Zbiegł przerażony po schodach i gorączkowo zaczął przeciskać się obok innych członków Zakonu. Kiedy dotarł już do dziewczyny, z ulgą spostrzegł, że jej pierś unosiła się lekko i opadała. Ginny trzymała ją kurczowo za dłoń, na której Harry zobaczył zaschniętą krew.
- Co się stało? - wykrztusił z siebie.
- Śmierciożercy zaatakowali, wysadzili budynek – wychlipała pani Weasley, a Artur objął ją trzęsącym się ramieniem.
I wtedy Harry spostrzegł, że ludzie tłoczą się obok drugich noszy. Ktoś klęczał przy nich i zanosił się szlochem. Chłopak niepewnie podszedł bliżej... Parvati Patil leżała martwa na ziemi. Była blada, a oczy miała zamknięte, jakby spała. Nie poruszała się nawet o milimetr. Musiała być martwa, choć Harry odsuwał od siebie tę myśl jak mógł. Ile jeszcze śmierci swoich bliskich zobaczy, zanim to się skończy?
Odchrząknął, bo poczuł, że nagle zaschło mu w gardle.
- Co będzie z Luną? - zapytał Lupina cicho.
- Musimy szybko znaleźć jakiegoś magomedyka – odrzekł blady.
Harry odważył się jeszcze raz spojrzeć na dziewczynę. Ginny zabrała jej włosy z twarzy i chłopak z ukłuciem zobaczył jej opuchniętą, zakrwawioną twarz.
_______________________________
Ponieważ tak rzadko coś dodaję, na dniach stworzę podstronę na której będę pisała o postępach w pisaniu. Żebyście wiedzieli, że o Was nie zapomniałam i cały czas piszę! :)
EDIT: Taka zakładka już powstała. Zapraszam :)
Za to z Granger sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Jej pełne obojętności spojrzenie prześladowało go, gdy tylko znajdował się koło niej, a gdy przebywali w jednym pokoju, Draco miał wrażenie, że temperatura spada o kilka stopni. A teraz czekał ich tydzień zupełnie sam na sam. Nic przyjemnego... Szczególnie w tych okolicznościach.
No i jeszcze ta fiolka od Granger... Draco czekał z jej otwarciem, aż Astoria wyjedzie, żeby przypadkiem go nie przyłapała. Jak wytłumaczyłby się z siedzenia we wspomnieniach Hermione i to, w dodatku, cholera wie jakich? Specjalnie z tego powodu był rano w swoim rodzinnym domu, aby pożyczyć myślodsiewnię. Idealnie wybrał porę, bo Lucjusz był akurat w ministerstwie i w posiadłości Malfoy'ów zastał tylko matkę. Od ich ostatniej kłótni nie odzywali się do siebie, więc bez zbędnych rozmów wyniósł przedmiot i z ulgą wrócił do siebie.
Macnair na szczęście nie dawał znaku życia i w tym przypadku żadna wiadomość okazała się dobrą wiadomością i Draco miał cichą nadzieję, że zapomniał o swoich groźbach i da im święty spokój. Chociaż, jeżeli naprawdę miał zaatakować, to Draco miał nadzieję, że mężczyzna zrobi to teraz, gdy nie ma w pobliżu Astorii.
Z zamyśleń wyrwała go Granger, która z dumnie uniesioną głową przeszła przez salon ze ściereczką do kurzu i zaczęła sprzątać na regale z książkami. Obserwował ją przez chwilę w milczeniu, a potem podniósł się i skierował do sypialni. Nie miał ochoty przeszkadzać jej w pracy, szczególnie, że jego towarzystwo ewidentnie jej przeszkadzało. Tam jednak zastał pakującą się Astorię. Jedno machnięcie różdżki i jej eleganckie spódnice leżące na łóżku znalazły się w podróżnym kufrze. Drugie i zaraz koło nich ułożyły się koszule. Podszedł do niej od tyłu i objął w talii.
- Nie gniewaj się na mnie. Obiecuję, że nadrobimy to gdy tylko wrócisz. Będę miał wtedy mniej roboty – pochylił się i pocałował ją w kark.
- Może w ogóle chcesz poczekać do nocy poślubnej? - zapytała z przekąsem.
- Co to, to nie – zaśmiał się do jej ucha.
- Nie mam czasu, Draco. Muszę się pakować – wyswobodziła się delikatnie.
Westchnął i rozłożył się na łóżku zaraz obok jej gotowych do spakowania rzeczy. Pospiesznie przebiegł wzrokiem po jej ubraniach, biżuterii, bieliźnie.
- Astorio, wybacz mi, że tak wyszło i spróbuj zrozumieć – mruknął zrezygnowanym tonem.
W duchu modlił się, żeby dziewczyna już wyjechała. Nie mówiąc jej o tym, wziął na ten czas urlop. Wraz z awansem zdobył kilka przywilejów i jednym z nich było mniej godzin pracy i możliwość brania urlopu ile razy mu się żywnie podoba. Przynajmniej odpocznie sobie rzez ten tydzień od wszystkiego i będzie mógł pilnować Granger.
Wreszcie. Upragniona samotność. Sam na sam z myślodsiewnią i wspomnieniami Granger, która najprawdopodobniej już spała. Po chwili namysłu wylał w końcu srebrną substancję do naczynia i wprawił ją w ruch końcem różdżki. Mimo wszystko trochę obawiał się, co może tam zobaczyć. A potem dotknął palcem cieczy i poczuł, jak coś wciąga go do środka.
Wszędzie, gdzie tylko mógł sięgnąć wzrokiem, był śnieg. Znajdował się na jakiejś górze i nie miał pojęcie co to ma wspólnego z Granger. A potem zobaczył ich samych, siedzących na ławce i go olśniło. Znajdowali się w Szwecji, w szkole, do której udali się na magiczny konkurs. O tak, teraz dokładnie pamiętał ten dzień.
- Co ubierasz na bal? - usłyszał swój własny głos.
Prawdziwy Draco uśmiechnął się na to wspomnienie. Wtedy nawet praktycznie się nie lubili. Pogrążony we własnych myślach, ocknął się dopiero, gdy prawie trzy lata młodszy Draco wstał i zaczął lepić śnieżkę. Z krótkiej bitwy szybko przeszli na nieco bardziej przyjemną zabawę, Draco złapał ją w pasie, przerzucił sobie przez ramię i wrzucił w zaspę.
No tak, Malfoy chyba rozumiał, dlaczego pokazała mu to wspomnienie. Wtedy po raz pierwszy zauważył w niej coś więcej, niż szlamę, przyjaciółkę Pottera. Wtedy była po prostu miłą, ładną dziewczyną, z którą miło bawił się w tym śniegu.
W tym momencie świat znowu zawirował i wszystko się zmieniło. Byli teraz w jego starym dormitorium. Była noc, a w kominku wesoło trzaskał ogień.
- Za to ty jesteś strasznie przemądrzała i irytująca! Nie wiem, jak Bliznowaty i Wieprzlej z tobą wytrzymują! - usłyszał za sobą swój zirytowany głos.
Był zupełnie pijany i zaczął szybko zbliżać się do dziewczyny.
- To trzeba mnie było zostawić w tym lesie, miałbyś spokój! - warknęła Granger.
Miała na sobie krótkie spodenki i Draco od razu dostrzegł, jak bardzo schudł od tego czasu. Ze zdrowego wyglądu, przeszła na wystające żebra i lekko zapadnięte policzki.
Młody Malfoy najwidoczniej nie grzeszył w tamtych czasach delikatnością, bo złapał dziewczynę za nadgarstek, okręcił i przycisnął do ściany. Po chwili jednak całowali się namiętnie, nie zwracając uwagi na nic. Włącz ze statusami krwi i domami, w jakich się znajdowali. Co tak właściwie, Granger próbowała mu tym przekazać? No tak, byli kiedyś ze sobą, ale co to tak dokładnie miało na celu?
A potem wspomnienia zaczęły wirować. Nie był już nic konkretnego, tylko strzępki rozmów i sytuacji. Gdy raz po raz rozstawali się i schodzili. A potem, gdy od tych migawek zaczęło mu być niedobrze, wszystko ustało.
Następne wspomnienie było już zupełnie inne. Hermiona była na nim sama i Draco był pewien, że nie mogło być z nim bezpośrednio związane. Nie kojarzył tej scenerii. Dziewczyna leżała na łóżku i płakała. Chociaż bardziej przywodziło to na myśl zarzynane zwierzę. Hermiona wyła, jakby ktoś przecinał jej ciało tępym narzędziem. Była ranna? Draco podszedł do niej szybko i próbował znaleźć miejsce, z którego wypływała krew. Cokolwiek, co podałoby mu powód jej cierpienia. Kuliła się, jakby z bólu, i mocno przyciskała zaciśnięte pięści do klatki piersiowej. Kolejny spazm szlochu przebiegł po jej ciele. Przez chwilę Draco miał wrażenie, że zaczęła się dusić, nie mogła złapać powietrza w płuca, oddychała bardzo płytko i nierówno. Krztusiła się własnymi łzami. Ale nie był krwi... Może to jakiś uraz wewnętrzny? I chociaż coś w Draconie znało przyczynę takiego stanu Hermiony, oddalał to od siebie jak tylko mógł. A potem zobaczył list... Nie mógł mieć już wątpliwości, gdy poznał pismo Zabiniego. Tak, to właśnie wtedy Granger dowiedziała się o jego rzekomej śmierci. Coś ścisnęło go w żołądku, gdy patrzył na skuloną postać. Wydawała się taka bezbronna. Czy naprawdę ból psychiczny potrafił być tak wielki? Chciał natychmiast podejść do niej i ją przytulić. Pospiesznie zapewnić, że żyje i ma się dobrze. Ale wtedy świat zawirował ponownie...
Znów ten sam pokój, ale tym razem było o wiele jaśniej. Hermiona siedziała na krześle z nogami podciągniętymi pod brodę i pustym wzrokiem wgapiała się w widok za oknem. Oczy miała czerwone, a, zawsze zadbane, paznokcie obgryzione prawie do krwi. Potargane włosy opadały jej na plecy. Nie wykonywała nawet najmniejszego ruchu. Obok niej zauważył dobrze znane mu niebieskie pudełeczko. Po chwili, zaraz za nimi, otworzyły się drzwi, ale dziewczyna nawet mnie drgnęła. Ginny Weasley podeszła do siedzącej Granger i potrząsnęła nią gwałtownie. Hermiona drgnęła i spojrzała na swoją przyjaciółkę, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu.
- Mama pyta, czy zejdziesz na obiad – szepnęła ruda dziewczyna spokojnie.
Hermiona pokręciła tylko głową i powróciła do wpatrywania się przez okno.
- Na pewno jesteś głodna – Ginny nie odpuszczała łatwo.
Tym razem nie doczekała się żadnej reakcji.
- Nie wychodzisz stąd od tygodnia! - warknęła w końcu. - Rozumiem, Draco nie żyje, mi tez jest przykro, ale masz własne życie, Hermiono!
- Zabiłam go – szepnęła dziewczyna, walcząc ze łzami.
Draco spojrzał na nią z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Jej wina? Jakim cudem mogła się o to obwiniać?
Ginny wydawała się tak samo zaskoczona, zacisnęła palce na ramieniu przyjaciółki.
- Wytłumaczysz mi to? - zapytała, nie porzucając swojego spokojnego tonu.
- Draco prosił mnie, żebym z nim uciekła – powiedziała dziwnie wypranym z emocji tonem. - Pokłóciliśmy się i wtedy widziałam go po raz ostatni. Gdybym wtedy go wybrała... Żyłby, gdybym chciała z nim uciec z zamku.
- On nie miał prawa cię o to prosić – powiedziała Ginny słabym tonem.
- Ale to zrobił – przerwała jej ostrym tonem. - A następnego dnia był martwy.
Nawet, gdyby mogła go teraz usłyszeć, Draco i tak nie miał pojęcia, co mógłby jej powiedzieć. Nigdy nie pomyślałby, że dziewczyna obwinia się o jego śmierć. Co prawda... Natrafił w którymś jej liściku, który pisała do niego, że czuje się winna, ale nie wziął tego, za coś aż tak poważnego.
Następne wspomnienie wyglądało bardzo podobnie, ale zamiast Ginny, koło Hermiony stał Weasley. Granger wyglądała już lepiej, a na jej twarzy widać nawet było cień uśmiechu. Chłopak bez słowa objął ją od tyłu ramieniem i wtulił twarz w jej włosy. Draco nie do końca był pewien, czy chce to oglądać. A potem Ron przerwał ciszę.
- Hermiono, ja...
Dziewczyna natychmiast odwróciła głowę, by móc na niego spojrzeć. A potem, ku zaskoczeniu Dracona i Granger, rudzielec klęknął przed dziewczyną.
- Ja... Ja nie mam pierścionka, no wiesz... Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Ja... Chciałbym spędzić z tobą resztę życia, Hermiono. Chciałbym, żebyś została moją żoną.
Draco szybko spojrzał na Grenger. Dziewczyna wyglądała, jakby była w głębokim szoku. Malfoy bł pewien, że gdzieś w jej oczach czaił się też smutek.
- Myślę, że tak. Znaczy... Tak, wyjdę za ciebie – opowiedziała po długiej napięcie chwili.
Tego było dla Dracona zbyt wiele. Nie miał pojęcia, że Hermiona i Ron są zaręczeni. Wiedział tylko o tym, że są razem...
Początek następnego wspomnienia podobał mu się jeszcze mniej. Granger i Weasley leżeli razem na łóżku i całowali się namiętnie. O nie! Tego z pewnością Draco nie chciał oglądać! Ręka Ron powędrowała pod bluzkę dziewczyny, którą po chwili zdjął. Po jaką cholerę musiał to oglądać? Co prawda... Granger w samej bieliźnie był ciekawym widokiem, ale na pewno nie w takiej sytuacji. Ale potem dziewczyna odsunęła się od chłopaka szybko i zakryła się bluzką.
- Ja... Ja muszę iść do łazienki – powiedziała spanikowanym głosem i wstała.
Draco szybko ruszył za nią i po chwili znaleźli się w nędznie wyglądającym pomieszczeniu. Granger zamknęła drzwi na zasuwkę, usiadła na brzegu wanny i ukryła twarz w dłoniach. Po drżeniu jej ciała, Draco wywnioskował, że dziewczyna płacze. Po chwili cichego szlochu podeszła do lustra i wytarła szybko policzki z łez.
- Och, Draco – jęknęła.
Przez chwilę pomyślał, że dziewczyna do widzi, ale to przecież było niemożliwe. Nie patrzyła jednak na niego, tylko na swoje odbicie.
- Gdybyś tylko żył...
No tak, Granger mówiła sama do siebie...
A potem znowu wszystko zawirowało, ale tym razem coś pociągnęło go do góry i znów znalazł się we własnej sypialni. Czy kiedykolwiek spodziewał się, że Hermiona aż tak przeżyje jego domniemaną śmierć? Nie, tego z pewnością nie przewidział. Nigdy też nie pomyślał, że będzie obwiniać się o to wszystko. Dopiero teraz, gdy na własne oczy zobaczył jej ból, zrozumiał, dlaczego dziewczyna ma do niego aż taki żal. Musiał z nią porozmawiać. Teraz! Nie interesowało go, że jest trzecia nad ranem. Otworzył szafkę przy swoim łóżku, do której tylko on miał dostęp i wyjął z niej dwie najważniejsze rzeczy z jej zawartości. Szybkim krokiem zszedł po schodach i, nawet nie pukając, wszedł do pokoju Granger. Tak jak się spodziewał, dziewczyna spała. Koc, którym była przykryta, zsunął się z łóżka prawie w całości. Włosy Hermiona rozłożyły się na poduszce obok niej i Draco poczuł naglą ochotę by ich dotknąć. Ale klęknął tylko obok oddychającej miarowo dziewczyny i potrząsnął ją delikatnie za ramię. Przez chwilę przypomniał sobie jej wspomnienie, w którym leżała zwinięta na łóżku, krztusząc się łzami. Chciał jak najszybciej pozbyć się tego wspomnienia.
Hermiona obudziła się natychmiast i spojrzała na niego przestraszona. Miała naprawdę lekki sen. Draco machnięciem różdżki zapalił wszystkie lampy w jej pokoju.
- Co ty tu robisz? - zapytała przytomnym tonem, marszcząc brwi i podnosząc się na łokciach.
- Obejrzałem twoje wspomnienia. I ja... Ja nie zdawałem sobie sprawy, że zraniłem cię tak mocno. Tak właściwie, to nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała. I nie wiedziałem, że obwiniałaś się o moją śmierć. Nigdy nie powinnaś nawet tak pomyśleć...
- Czy naprawdę musimy przeprowadzać tę rozmowę w środku nocy? - zapytała dziewczyna z westchnieniem.
- Tak, Granger. Chcę, żebyś wiedziała coś jeszcze. To nie tak, że po prostu wyrzuciłem cię z mojego życia. Nigdy nie mógłbym tego zrobić. Spójrz.
Niepewnie podał jej czarną, zniszczoną wstążkę. Dziewczyna zmarszczyła brwi, najwidoczniej intensywnie próbowała sobie przypomnieć, co ten skrawek materiału ma z nią wspólnego.
- Zostawiłaś ją kiedyś w moim dormitorium. Gdy u mnie spałaś...
- Wiem – przerwała mu nieprzytomnym tonem. - Ale nie spodziewałam się, że nadal ją masz. Szczerze mówiąc, to nawet zapomniałam o jej istnieniu.
- A tu jest coś jeszcze – mruknął i podał jej wyświechtaną kopertę.
Hermiona, teraz już bardzo zainteresowana, wyciągnęła z środka plik zdjęć. Mimo bardzo ciemnych, prostych włosów, poznała na nich siebie. Na wszystkich miała czarną bluzę, ale były zrobione w innych dniach. Przeglądnęła około setki zdjęć, każde z innej sytuacji.
- Co to jest? - zapytała niepewnie.
- Każde Twoje wyjście na targ. Kazałem cię śledzić moim podwładnym. Oczywiście Weasley'ów też, tak dla niepoznaki. Ale tamtych zdjęć nie zachowałem. Specjalnie po to, żeby cię chronić, kontaktowałem się z Dumbledorem. Robiłem dla niego małe zadania, zazwyczaj przekazywałem mu kilka informacji o śmierciożercach, żeby miał cię pod specjalną ochroną. Próbowałem od ciebie zadbać, uwierz mi, nigdy nie pozostawiłbym cię samej sobie.
- Szpiegowałeś mnie. Miałam rację, że mnie szpiegowałeś.
- Granger, musisz mi wybaczyć. Co jeszcze mam zrobić?
- Nic – szepnęła.
- Czy moglibyśmy zakończyć tę zimną wojnę? Naprawdę myślałem, że postępuję prawidłowo. Chciałem tylko, żebyś o mnie zapomniała i ułożyła sobie życie beze mnie.
- Draco... Ja... - urwała. - Ja myślę, że mogę spróbować. Przejść na etap obojętności – powiedziała szybko. - I zwykłej znajomości. Ale... Skoro już ustaliliśmy, że nic do siebie nie czujemy, to dlaczego robiłeś to wszystko?
- Czułem się chyba za ciebie odpowiedzialny. Jakby nie było, coś nas kiedyś łączyło, nie mogłem tak po prostu cię zostawić.
Kiwnęła głową w odpowiedzi i opadła na łóżko. Draco chyba powinien wyjść, ale czuł taką ulgę, że ma już za sobą te wszystkie pełne nienawiści spojrzenia, że potrafił tylko bezwiednie wpatrywać się w dziewczynę.
- Gdzie tak właściwie jest Astoria? Wydawało mi się, że wychodziła gdzieś wieczorem, ale nie pamiętam, żeby wracała. Przespałam jej powrót?
Malfoy uświadomił sobie, że zupełnie zapomniał poinformować Hermionę, że Astoria wyjeżdża. No cóż, w świetle ich ostatniej rozmowy, która odbyła się przed chwilą, ten tydzień nie zapowiadał się aż tak okropnie.
- Sprawy służbowe. Musiała wyjechać na trochę. Mamy tydzień dla siebie, Granger – zaśmiał się cicho.
Może właśnie teraz powinien poinformować ją o Macnairze? Może powinien odesłać ją do Blaise'a? Nie! Nie chciał jej teraz martwić! Sam sobie z tym wszystkim poradzi. Zadba o nią, tak jak starał się to robić przez ostatnie dwa lata.
- Śpij dalej, Granger. Jutro porozmawiamy.
Wstał i wyszedł szybko z jej pokoju.
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna patrzył na swoich towarzyszy. Jeden z nich, niski mężczyzna o wypłowiałych włosach, zaklęciem ostrzył wyszczerbiony w kilku miejscach nóż.
- Poderżnę jej tym gardło – warknął.
- Czarny Pan może mówić co chce, ale cierpienie psychiczne jest gorsze od fizycznego. Nie martw się, przyjacielu. Pomścisz swojego syna, gdy Weasley zobaczy ciało tej szlamy – zaśmiał się Macnair.
Trzeci mężczyzna nie odzywał się, tylko przyglądał dwóm pozostałym. Miał ciemne, opadające mu na oczy włosy i wściekle niebieskie tęczówki. W swoich szkolnych latach pewnością musiał mieć grono wielbicielek, ale teraz zbliżał się już do pięćdziesiątki.
- Pamiętajcie, szlama jest moja – warknął Richard Adams, wciąż wpatrując się w swój nóż. - Niech Weasley na własnej skórze odczuje stratę kogoś bliskiego. Malfoy nam ją odda?
- Jeżeli nie, to zdobędziemy ją siłą – mruknął Marshall, który do tej pory nie uczestniczył w rozmowie.
- I pamiętaj, Adams – wtrącił się Macnair, uśmiechając obleśnie. - Może i się przyjaźnimy. Byłem przecież ojcem chrzestnym twojego syna! Ale też chcę coś z tego mieć. Ja i Marshall, gwoli ścisłości. Wstrzymaj się chwilę z poderżnięciem Granger gardła, chcemy coś z tego mieć – spojrzał na przyjaciela chytrze.
Mężczyzna zamyślił się przez chwilę, a potem skinął krótko głową.
- Róbcie z nią co chcecie, byleby została żywa. Nie zależy mi na niczym innym. Im więcej okrucieństwa ją spotka, tym gorzej zniesie to ten zdrajca krwi. Jego też dopadnę, ale później... Kiedy masz zamiar uderzyć, Macnair?
- Kiedy tylko będziesz gotowy. Malfoy nie będzie miał nic do gadania. Mam na niego haka. Albo nam ją odda, albo jego kariera i życie legną w gruzach. Uwierzcie mi, nie zaryzykuje.
- Ja chcę to mieć za sobą jak najszybciej. Proponuję iść tam jutro. Jutro w nocy. Wchodzicie w to?
Marshall i Macnair kiwnęli krótko głowami.
Harry Potter siedział w swoim pokoju i w pośpiechu przeglądał stertę map i notatek. Według zapisów Dumbledore'a horkruks powinien być ukryty w górach gdzieś w południowej europie. Pozostawaj jednak jeden, kluczowy problem. Jak Harry miałby się tam dostać niezauważony? Mimo, że odpowiedzi na to pytanie nie mógł znaleźć w tych kawałkach papieru, to nadal przerzucał je bezwiednie. Przecież musiała istnieć jakaś opcja...
Pojedynczy krzyk rozdarł ciszę w domu. Harry poderwał się gwałtownie, rozpoznając głos pani Weasley. Na dole zaczęło robić się zamieszanie, które chłopak słyszał już bardzo wyraźnie. Szmery, przyciszone głosy i szloch. Zaciekawiony i lekko przestraszony podszedł do drzwi, otworzył je ostrożnie i wyjrzał na korytarz. Całe piętro było puste, ale na dole wrzała jakaś dyskusja.
Harry bardzo delikatnie wychylił się za poręcz schodów i zobaczył bezwładne ciało leżące na noszach. Nie wiedział twarzy, bo przysłaniała ją burza blond loków. Serce chłopaka zabiło szybciej. Luna... Zbiegł przerażony po schodach i gorączkowo zaczął przeciskać się obok innych członków Zakonu. Kiedy dotarł już do dziewczyny, z ulgą spostrzegł, że jej pierś unosiła się lekko i opadała. Ginny trzymała ją kurczowo za dłoń, na której Harry zobaczył zaschniętą krew.
- Co się stało? - wykrztusił z siebie.
- Śmierciożercy zaatakowali, wysadzili budynek – wychlipała pani Weasley, a Artur objął ją trzęsącym się ramieniem.
I wtedy Harry spostrzegł, że ludzie tłoczą się obok drugich noszy. Ktoś klęczał przy nich i zanosił się szlochem. Chłopak niepewnie podszedł bliżej... Parvati Patil leżała martwa na ziemi. Była blada, a oczy miała zamknięte, jakby spała. Nie poruszała się nawet o milimetr. Musiała być martwa, choć Harry odsuwał od siebie tę myśl jak mógł. Ile jeszcze śmierci swoich bliskich zobaczy, zanim to się skończy?
Odchrząknął, bo poczuł, że nagle zaschło mu w gardle.
- Co będzie z Luną? - zapytał Lupina cicho.
- Musimy szybko znaleźć jakiegoś magomedyka – odrzekł blady.
Harry odważył się jeszcze raz spojrzeć na dziewczynę. Ginny zabrała jej włosy z twarzy i chłopak z ukłuciem zobaczył jej opuchniętą, zakrwawioną twarz.
_______________________________
Ponieważ tak rzadko coś dodaję, na dniach stworzę podstronę na której będę pisała o postępach w pisaniu. Żebyście wiedzieli, że o Was nie zapomniałam i cały czas piszę! :)
EDIT: Taka zakładka już powstała. Zapraszam :)