Po dwóch dniach w tym domu Hermiona
nie mogła narzekać. U Notta nie było jej źle. Co prawda
traktowali ją tu gorzej od domowych skrzatów, ale przynajmniej
miała co jeść i mogła spać na normalnym łóżku. W zamian
wykonywała robotę skrzatów: sprzątałam gotowała... Teodora nie
wiedziała odkąd przybyła do domu, bo został wezwany na
kilkudniowe obrady. Wracał dzisiaj, więc było pełno roboty, Mary
zrobiła jej całą listę rzeczy do wykonania. Jeżeli miałaby być
szczera, to chyba wolałaby zostać tutaj, niż przenosić się do
Dracona i jego nowej dziewczyny. Nie wyobrażała sobie patrzenia na
niego codziennie po tym wszystkim co przeszli. Tym bardziej na
Astorię... Dziewczyna rozważała nawet, czy nie błagać Notta,
żeby pozwolił jej zatrzymać się u nich na stałe. Jakoś zniesie
przecież Mary i jej ciągłe upokarzanie.
Kiedy indyk już się piekł, a Hermiona sprzątała kuchnię, drzwi frontowe otworzyły się. Mary natychmiast zbiegła, aby przywitać swojego narzeczonego. Była Gryfonka zaszyła się w kuchni jeszcze bardziej, byleby tego nie oglądać. Kiedy pochyliła się przed drzwiczkami piekarnika, z zaskoczeniem poczuła czyjąś dłoń na swoich plecach. Wyprostowała się natychmiast i spojrzała prosto w zielone oczy Teodora.
- Och... Witaj. Jak podróż? - wydusiła z siebie. Starała się być miała, jeżeli chciała, żeby pozwolił jej tu zostać na stałe.
- Nie narzekam. Co tam pieczesz? - wskazał głową na piekarnik i uśmiechnął się.
- To tylko indyk – odparła niepewnie. Uśmiechał się, to dobry znak... - Mam nadzieję, że lubisz – posłała mu niepewny uśmiech.
- Uwielbiam – znów uśmiech. Czarujący, przypominający ten, którym zwykł obdarzać wszystkich Blaise Zabini.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Teodor wyszedł z pomieszczenia i skierował się w stronę schodów. Teraz Hermiona była już pewna, że nie mogła trafić lepiej, przynajmniej jedna osoba była tutaj dla niej miła.
Obiad był bardzo oficjalny, Mary i Teodor zjedli go praktycznie w milczeniu, pomijając krótką rozmowę na temat tego, co działo się w domu podczas jego nieobecności. Hermiona stało nieopodal z winem, aby móc dolewać napój do szybko opróżniającego się kieliszka Notta. Mary nie piła wcale, wspomniała, że będzie musiała wyjść później do przyjaciółki i nie może być nietrzeźwa. Jeżeli Hermiona miałaby być szczera, to zaskoczyło ją to. Nie spodziewała się, że taka osoba, jak Mary w ogóle ma jakiś przyjaciół. Myślała raczej, że ktoś tak sympatyczny jak Nott znosi ją z czystego przyzwyczajenia, a oprócz tego dziewczyna jest zupełnie sama.
- Okropnie niedoprawiony ten indyk – mruknęła Mary. Hermiona zacisnęła mocno dłonie, w tym momencie miała ochotę powyrywać jej te wszystkie rude włosy z głowy.
- Mi bardzo smakuje – odezwał się Nott patrząc na swoją dziewczynę karcąco. Mary spuściła wzrok i w milczeniu dokończyła swoją porcję.
- Muszę iść – mruknęła, wstając od stołu szybko. - Posprzątaj to wszystko – powiedziała do Hermiony omiatając gestem stół.
Dziewczyna w pośpiechu zaczęła zbierać talerze i wynosić je do kuchni. Miała ochotę uwinąć się z tym jak najszybciej, bo nie marzyła teraz o niczym innym, niż położeniu się we własnym łóżku. Szybko namoczyła pozostawione naczynia i czekała chwilę, aby tłuszcz zaczął się rozpuszczać.
- Napijesz się wina? - usłyszała głos Notta. Odwróciła się przestraszona i spojrzała na chłopaka. Stał w drzwiach z niedokończoną butelką wina i dwoma kieliszkami.
- Wątpię, żebym mogła – odpowiedziała speszona.
- Daj spokój, Mary wyszła i nikt nie wie, kiedy wróci. Należy ci się trochę przyjemności za tak pysznego indyka – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. - To naprawdę dobry rocznik – odpowiedział po chwili.
- Nie znam się na tym zbytnio – odpowiedziała szczerze. Nigdy nie gustowała w alkoholu, widziała, jakie rzeczy potrafił robić z ludźmi.
Nott zachichotał. Wypite przy obiedzie wino już dawno uderzyło mu do głowy.
- Szczęściarz z tego Malfoy'a – zaśmiał się.
- Co masz na myśli? – zapytała czujnie. Czyżby o nich wiedział? Może się domyślał? Musiała przygotować się na odpieranie wszelkich zarzutów.
- Przeleci cię już pierwszego dnia, idę o zakład.
- Szczerze wątpię – prychnęła oburzona, że Nott w ogóle brał pod uwagę, że mogłaby się przespać z Draconem.
- Zabawne, to brzmi, jakbyś miała cokolwiek do powiedzenia. Draco nie należy do mężczyzn, którzy czekają na pozwolenie. Nie uchowasz się u niego długo, za ładną masz buźkę, Granger. Poczekaj tylko, aż zostaniecie na chwilę sami.
- Skończ – warknęła. Nie miała zamiaru dłużej tego słuchać. Ani trochę nie uśmiechała jej się dalsza rozmowa z chłopakiem, więc przystąpiła do mycia naczyń. Odetchnęła z ulgą, gdy Teodor nie odezwał się przez dłuższą chwilę.
Nagle poczuła jego dłoń na swojej talii i drgnęła przestraszona. Ręka chłopaka zjechała kilka centymetrów niżej, zatrzymując się na biodrze Hermiony.
- Czy mógłbyś mnie nie dotykać? - warknęła i odsunęła się na tyle, na ile mogła. Chłopak odwrócił ją brutalnie w swoją stronę i pocałował gwałtownie. Poczuła smak wina i zrobiło jej się niedobrze. Próbowała się wyrwać, ale chłopak mocno otoczył ją swoimi ramionami. Szamotanie na nic się nie zdawało. Wreszcie Nott ją puścił i odsunął się. Natychmiast to wykorzystała i przezornie odsunęła się jak najdalej chłopaka.
- Nigdy więcej tego nie rób – warknęła. Chciała wyjść z kuchni, ale najpierw musiałaby wyminąć Notta.
- A co powiesz na to, żebym był pierwszy?
- Pierwszy do czego? - zapytała wściekła.
- Pierwszy przed Malfoy'em. Jeżeli jesteś dziewicą, to będę delikatny – zaśmiał się.
Dopiero w tym momencie dotarła do niej powaga sytuacji. Była z nim sam na sam, zupełnie nieuzbrojona. Nie miała szans w bezpośrednim starciu. Rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu czegoś ostrego. Zauważyła komplet noży, ale żeby je zdobyć, musiałaby najpierw przejść obok chłopaka. Postanowiła grać na zwłokę.
- A co z Mary? - zapytała cicho.
- Nie zdąży wrócić. Zazwyczaj nie ma jej aż do wieczora. To kupa czasu, Granger.
- A co, jeżeli się nie zgodzę. Przecież rzuciłeś tylko luźną propozycję – obok niej też był nóż. Mały, ale wyglądał na ostry. Dopiero teraz go zauważyła. Wystarczyło tylko niepostrzeżenie go zabrać.
- Znów to błędne przeświadczenie, że masz cokolwiek do powiedzenia – prychnął.
- Więc po co w ogóle mnie zapytałeś? - wskoczyła na blat. Teraz, kiedy na nim siedziała, miała idealne dojście do noża. Leżał tylko kilka centymetrów od niej i to do tego od strony, której nie mógł widzieć Nott.
- Sam nie wiem – wzruszył ramionami i ruszył w jej stronę. Mocniej ścisnęła w dłoni swoje narzędzie obrony.
- Nie sądziłam, że taki jesteś – warknęła.
- Jaki? - zapytał, gdy stał już przy niej. - Jestem mężczyzną, nie wiem, czego ty się po mnie spodziewałaś. Myślałaś, że sprzątanie i gotowanie będzie odpowiednią zapłatą, za to, że pozwalam ci tu mieszkać?
Położył jej rękę na udzie, a ona natychmiast zaatakowała. Gwałtownym ruchem przejechała ostrzem po przedramieniu chłopaka. Wrzasnął zaskoczony i szybko cofnął rękę.
- Ty parszywa suko – syknął, patrząc na krew spływającą po jego dłoni.
Wykorzystała okazję. Zeskoczyła z szafki i zaczęła biec w stronę wyjścia z kuchni. Nie miała jeszcze pojęcia, co zrobi dalej, ale przynajmniej teraz udało jej się jakoś uratować.
- Expelliarmus – usłyszała za sobą i siła zaklęcia wyrwała jej z ręki nóż.
Nott dopadł ją zaraz przy wyjściu z kuchni. Pociągnął ją za ramię, dziewczyna straciła równowagę i upadła z piskiem na ziemię. Złapał ją za włosy i zaczął ciągnąć w stronę kuchni. Kiedy poczuła pierwszy ból, zaczęła próbować wstać, aby iść o własnych siłach. Chłopak jej to umożliwił, a potem, trzymając mocno za ramię, znów zaprowadził do pomieszczenia.
- Skoro nie chciałaś po dobroci – warknął i popchnął ją na ścianę.
- Nie zbliżaj się do mnie. Błagam, Nott, nie rób mi tego. Błagam – powstrzymywała łzy, które zbierały się w jej oczach. Może chociaż prośby coś wskórają i przemówią chłopakowi do rozumu.
Nie odpowiedział. Pierwsze uderzenie trafiło ją prosto w brzuch. Zgięła się w pół z bólu i zaszlochała. Oddałaby teraz wszystko, żeby znów być w lochu z Megan.
Drugie uderzenie powaliło ją na ziemię i chłopak tylko na to czekał. Przewrócił obolałą i szlochającą dziewczynę na plecy i unieruchomił jej ręce za głową.
- Błagam Nott, nie.. - szepnęła, a w odpowiedzi usłyszała tylko jego śmiech. Był tak blisko, że dokładnie czuła zapach alkoholu. Kiedy próbowała go kopnąć, usiadł na niej. Nie mogła wykonać teraz żadnego ruchu i była zupełnie bezbronna. Obydwa jej nadgarstki złapał jedną dłonią, a drugą podwinął jej bluzkę.
- Pierdole to – mruknął do siebie i wyciągnął różdżkę. Wyszeptał zaklęcie i przejechał nią po ubraniu dziewczyny. Materiał rozdarł się pod jej wpływem i chłopak mógł teraz bez problemu pozbawić Hermionę bluzki. Zdawał się nie słyszeć jej szlochu, błagać i krzyku. W podobny sposób pozbył się jej spodni i pozostawił w samej bieliźnie. Upokorzenie mieszało się w niej z nienawiścią. Niczego nie pragnęła teraz bardziej niż śmierci Notta.
- To co, Granger, jesteś dziewicą? - zaśmiał się do jej ucha.
Była, ale nie zamierzała odpowiadać mu to to pytanie. Nie miała już siły krzyczeć i płakać, pogodziła się już z tym, że nie ma żadnego pola do ucieczki. Leżała w bezruchu, starając się zupełnie zobojętnieć na tę sytuację i wyłączyć umysł.
Drgnęła, gdy włożył rękę między jej plecy, a podłogę i rozpiął stanik. Poczuła, jak robi się cała czerwona, gdy go z niej ściągnął. Wolną ręką złapał jej pierś. Poczuła do niego ogromne obrzydzenie i zrobiłaby wszystko, żeby przestał ją dotykać. Zaczęła się wręcz modlić o wcześniejszy powrót Mary. Pisnęła z bólu, gdy złapał jej sutek w zęby. Znów zaczęła, się szamotać, ale to sprawiło jej tylko ból. Chłopak, mając najwidoczniej dość jej wrzasków, uderzył ją w twarz. Raz, a potem drugi. Poczuła krew w ustach i zaczęła się nią krztusić. Znów zaszlochała. Jak można być takim bezdusznym potworem? Nie chciała nawet otwierać oczu, bo nie wytrzymałaby już dłużej widoku jego twarzy.
Poczuła, jak jego dłoń sunie po jej brzuchu, a potem wpełza pod bieliznę. Cała zesztywniała, gdy poczuła, że Nott ściąga jej majtki. Na końcu jego ręka zatrzymała się na jego największym celu. Pisnęła, gdy bezceremonialnie włożył w nią dwa palce. Nigdy nie spodziewała się, że to będzie aż tak bolało. Ani trochę nie czuła się na to wszystko gotowa, a już w szczególności nie w taki sposób. Nie z nim...
Poruszył nimi kilka bolesnych dla niej razy, a potem wyjął je szybko. Poczuła ulgę, chociaż wiedziała, że nie na długo. Kiedy wstał, Hermiona wyczuła szansę. Po tak długiej chwili biernego leżenia, najwidoczniej uznał, że straciła wolę walki. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Nóż, którym broniła się wcześniej, leżał tylko kawałek od niej. Gdyby Nott choć na chwilę spuścił z niej wzrok...
Chłopak złapał ją za włosy i zmusił, żeby uklęknęła. Robiła wszystko posłusznie, aby uśpić jego czujność. Niech myśli, że mu się udało. Niech myśli, że ją złamał.
Zaczął rozpinać pasek. W tej pozycji Hermiona miała narzędzie na wyciągnięcie ręki. Nott najwidoczniej przestał myśleć logicznie pod wpływem alkoholu, bo zdawał się tego nie zauważać. Jeden szybki ruch wystarczył, aby Teodor wrzasnął z bólu jak zwierzę. Przez rozcięty materiał spodni szybko sączyła się krew.
- Ciesz się, że to udo, a nie twoje klejnoty – warknęła Hermiona, ciesząc się chwilowym zwycięstwem.
Nott zdrową nogą kopnął ją w brzuch, a dziewczyna zwinęła się na ziemi. Kolejne kopnięcie w żebra, a potem nerki. Słono płaciła za swój atak. Nie miała siły krzyczeć, ani płakać. Kilka uderzeń pięścią spadło na jej twarz i ręce, którymi próbowała się zasłonić. Chciała tylko, żeby ten koszmar wreszcie się skończył. Nawet, gdyby oznaczało to śmierć. Przestała już nawet czuć ból kolejnych uderzeń.
- Teo, przestań! Zabijesz ją! - usłyszała wrzask Mary, który wydawał jej się słyszany przez szybę. Był stłumiony i niewyraźny. Z trudem odwróciła głowę w tamtą stronę. Ruda dziewczyna próbowała odciągnął swojego chłopaka od Hermiony. Widziała, jak Nott bierze zamach i uderza Mary w twarz.
- Nie – chciała krzyknąć, ale dźwięk, który wydobył się z jej ust był ledwo słyszalny. Dziewczyna Notta była tak chuda i delikatna, że Hermiona bała się, że tym uderzeniem Teodor połamał jej kilka kości. Różdżka Mary upadła tak blisko Hermiony, że brakowało jej tylko kilku centymetrów, by po nią sięgnąć. Naprężyła wszystkie mięśnie i mimo bólu próbowała się do niej podczołgać. To mogłoby pozwolić jej na obronę. Jeszcze tylko trochę. Kilka centymetrów. Milimetry... Już czuła jej dotyk opuszkami palców... Nott też ją zauważył. Szybko kopnął magiczny patyk z dala od zasięgu Hermiony i uśmiechnął się do niej złośliwie.
W tym czasie Mary podniosła się z ziemi. Spojrzała na swojego chłopaka z obrzydzeniem i stanęła pomiędzy nim, a Hermioną.
- Nie masz prawa jej tknąć – warknęła.
Chłopak wycelował różdżką prosto w jej pierś.
- Ty o tym decydujesz? - zapytał wściekły.
- Dobrze wiesz, czyją ona jest własnością. Jak myślisz, co powie Draco, gdy dowie się, jak potraktowałeś jego służącą? Prawie ją zabiłeś, Teodorze – patrzyła na niego dzielnie, nie cofając się ani o krok. Odwróciła się tylko na chwilę, aby spojrzeć na nieprzytomną dziewczynę.
- Zabieraj ją stąd, tylko szybko – warknął chłopak, wyminął ją i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Pierwszym, co odczuła zaraz po przebudzeniu, był piekący ból. Przechodził przez całe jej ciało, promieniując od lewego boku. Nawet nie próbowała się poruszać. Wspomnienia przewijały się w jej głowie, jak na przyspieszonym filmie. I znów ból, tym razem w prawym udzie. Po chwila nastała chłodna ulga. Teraz czuła już na sobie tylko ciężkie od cieczy materiały. Ktoś najwidoczniej opatrywał jej rany przy pomocy eliksiru. Próbowała odwrócić się, aby zobaczyć swojego opiekuna, ale syknęła tylko z bólu i opadła ciężko na poduszki.
- Przepraszam – usłyszała za sobą przygnębiony głos Mary i znów próbowała się podnieść. - Leż, nie radzę się teraz ruszać – mruknęła dziewczyna.
- Ale... jak? - wydusiła z siebie Hermiona z trudem. - Dlaczego?
- Jestem ci to winna, za wszystko, co zrobiłam – odpowiedziała Mary z ociąganiem.
Oszołomiona Hermiona próbowała przemyśleć wszystko, co przed chwilą usłyszała i co zobaczyła, gdy była jeszcze przytomna. Ani trochę nie rozumiała przemiany dziewczyny Notta... Na myśl o nim ścisnęło ją w sercu. Nienawidziła go każdą częścią siebie. Za to, co jej zrobił... I za to, co zrobił Mary.
- Czy ciebie też kiedyś... - nie dokończyła, rezygnując z zadania tego pytania. Bała się reakcji dziewczyny, przecież nadal jeszcze nie potrafiła zrozumieć jej postępowania.
Nastała męcząca cisza, którą przerywał tylko odgłos cichego pluskania eliksiru, w którym Mary nasączała materiał.
- Raz – odpowiedziała niespodziewanie. - Skatował mnie tylko raz. Za jakieś głupstwo, o którym już nawet nie pamiętamy. Pamiętam tylko szaleństwo w jego oczach, strach i upokorzenie. Straciłam przytomność. Nie było go, gdy się obudziłam, był za to Blaise. Zapewniał, że Teodor już nigdy mi tego nie zrobi. Nie wiem, czym go zastraszył, ale Teo zaczął się powstrzymywać. No i następnego dnia przyniósł mi kwiaty – powiedziała takim tonem, jakby wymazywało to wszystkie jego wcześniejsze winy.
- Dlaczego z nim jesteś? - wypaliła Hermiona bez zastanowienia. Powinna ugryźć się w język już po pierwszym wyrazie. Ku jej zaskoczeniu Mary znów odpowiedziała. Jej ton był smutny i pobrzmiewała w nim nuta zrezygnowania.
- Bo go kocham i jestem naiwna. Łudzę się, że on kiedyś pokocha mnie. Nie myśl jednak, że jestem głupia, to nie jest jedyny powód. Mam swój honor odeszłabym gdyby chodziło tylko o to. Nie wiem, czy chcesz o tym słuchać i czy ja chcę o tym mówić. Ale czuję, że mogę ci zaufać, Hermiono, bo jesteś taka jak ja. Tylko bardziej odważna. O tak, o wiele bardziej.
- Skoro nie chodzi o miłość, to o co? - zahaczało to o wścibskość, ale Hermiona chciała poznać historię Mary. Mogła się dowiedzieć od tej dziewczyny wiele pożytecznych rzeczy. - Powiedz mi, jeżeli tylko chcesz.
- Powinnam. To wyjaśni ci wszystko. Moją nienawiść do ciebie, to jaka byłam. Muszę się wytłumaczyć, żebyś mogła mi to wybaczyć. Czuję, że to chyba mój obowiązek.
Nastała nieprzyjemna cisza.
- Teodor jest moim zabezpieczeniem. Mój ojciec jest szlamą. On i reszta mojej rodziny żyją tylko dlatego, że jestem dziewczyną dość wysoko postawionego śmierciożercy. Ale jest wojna, Hermiono, ludzie giną. Jak myślisz, co stanie się z moim ojcem, jeżeli umrze Teodor? Co zrobią z moją dziesięcioletnią siostrą, która mieszka tylko z nim po śmierci naszej matki? Nie miałam wyboru, muszę sama zadbać o ich dobro. Jeżeli będę starać się wystarczająco, będę mogła wstąpić do służby, a wtedy oni będą bezpieczni. Voldemort jest coraz słabszy, nie radzi sobie z rządzeniem Brytanią...
- Jesteś pewna, że powinnaś mi to mówić? - przerwała jej Hermiona, nie chcąc, by dziewczyna wpadła w kłopoty.
- Tak, tu jesteśmy bezpieczne. Bunty narastają, a Voldemort ma coraz mniej zaufanych ludzi. Teraz selekcję przechodzą również mieszańce, takie jak ja. Czarny Pan zapewnia bezpieczeństwo rodzinom takich osób, nie mówi się o tym głośno, ale to jego jedyna szansa, aby jakoś utrzymać się na stanowisku. Mam nadzieję, że rozumiesz i mnie nie nienawidzisz. Uwierz mi, nie chciałabym tego. Sercem jestem po twojej stronie, ale... Mam kilka osób które muszę chronić za wszelką cenę. Usiądź zajmę się teraz sinikami na twojej twarzy.
Hermiona podniosła się z trudem i dopiero teraz miała okazję spojrzeć na dziewczynę. Chociaż się uśmiechała, jej oczy były przeraźliwie smutne. Wyjątkowo delikatnie zaczęła dotykać obrażeń Hermiony nasączoną eliksirem szmatką. Kiedy odgarnęła przeszkadzające jej, rude włosy, odsłoniła fioletowy siniak tuż pod policzkiem. Jak to możliwe, że Hermiona zauważyła go dopiero teraz? Przecież był tak duży i widoczny na bladej twarzy Mary. Panna Granger czuła do niej teraz już tylko współczucie i sympatię.
- Skończyłam. Nott już więcej cię nie tknie, obiecuję – wstała pospiesznie i skierowała się do drzwi. Zawahała się na chwilę zaraz przy nich, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć Hermionie, ale potem gwałtownie nacisnęła klamkę.
- Mary – zawołała jeszcze Hermiona. Dziewczyna przystanęła, ale nie odwróciła się. - Dziękuję. Za uratowanie przez Nottem i opiekę. Naprawdę nie mam ci za złe niczego, co zrobiłaś do tej pory.
Hermina nie mogła zauważyć bladego uśmiechu Mary, gdy wychodziła z pomieszczenia.
Narcyza Malfoy stała z walizką i patrzyła ze łzami w oczach na swój stary dom. Jakże ona za nim tęskniła... Nie mogła wyrazić tego słowami. Przez dwa lata przebywała u swoich rodziców w Europie. Musiała wypocząć od wszystkich wydarzeń w tym kraju. Niedługo przed rozpętaniem tej chorej wojny, Voldemort rzucił na nią klątwę, aby mieć pewność, że jej syn i mąż wezmą udział w bitwie. Zdjął ją zaraz po wygranej, ale była wtedy taka słaba i bez życia... Dostała wtedy zgodę na wyjazd. Nigdy nie przypuszczała, że nie będzie jej tak długo. Pisała do Lucjusza i Dracona regularnie. Zawsze w drugą niedzielę miesiąca. Dwa listy, ta sama treść. Zazwyczaj odpisywali i tak kończyła się ich korespondencja na kolejny miesiąc. Nie mieli jej tego za złe, rozumieli jej potrzebę samotności.
- Matko? - Draco wychylił się zza drzwi i patrzył na nią ze zdziwieniem. Na jego widok poczuła, jak jej serce przyspiesza swój bieg. Skierowała się w jego stronę bardzo szybko. Przez chwilę stali naprzeciw siebie i po prostu patrzyli.
- Robisz się co raz piękniejsza – szepnął po chwili. Narcyza zaśmiała się z ulgą i nie myśląc wiele przytuliła syna. Okazywanie uczuć w tej rodzinie było rzadkością, ale ona jako jedyna pozwalała sobie na wyjątki.
- Bałam się, że będziesz zły, że nie było mnie tyle czasu – szepnęła przez łzy.
- Nigdy – powiedział, gdy już go puściła.
- Czy twój ojciec jest tutaj? - zapytała ze ściśniętym sercem.
- Jest, wejdźmy do środka – mruknął, wziął od niej walizkę i ruszył w stronę domu. Narcyza przez chwilę patrzyła za nim, a potem westchnęła głęboko.
Dom nie zmienił się w ogóle, odkąd widziała go po raz ostatni. Najwidoczniej tutaj nie dotarła jeszcze władza Astorii i rodzinny dom Dracona pozostał bez zmian.
Lucjusz Malfoy siedział przy kominku i wpatrywał się w ogień. Na dźwięk kroków odwrócił się w stronę drzwi i dopiero teraz Narcyza dostrzegła, jak bardzo się postarzał. Jego włosy były teraz zdecydowanie bardziej siwe, niż srebrne, a twarz zmęczona.
- Wróciłaś – powiedział i wstał, aby uścisnąć żonę. Był zupełnie lodowaty, ale i tak poczuła się bezpieczniej w jego ramionach.
- Tęskniłeś? - zapytała powstrzymując łzy ulgi.
Nie odpowiedział, ale ona w sumie nawet tego nie oczekiwała. Ważne, że miała ich teraz obu przy sobie, całych i zdrowych.
- Zostawię was – usłyszała za sobą głos Dracona.
- Nie – powiedział szybko. - Muszę z tobą porozmawiać. Chodźmy do mojego pokoju, nie wiedziałam go od lat. Chciała zaprowadzić syna jak najdalej od Lucjusza.
Jej sypialnia wcale się nie zmieniła. Wielkie łoże obok wychodzącego na ogród okna. Usiadła na łóżku i dotknęła pościeli uśmiechając się do siebie.
- Czy naprawdę chcesz tego ślubu? - zapytała zerkając na syna.
- Oczywiście – odpowiedział automatycznie.
- Nie ma tu ojca, możesz mówić szczerze.
- To dlatego wróciłaś? - w jego głosie zaczęła pobrzmiewać złość.
- Kochałeś kiedyś jakąś dziewczynę? - zapytała, zupełnie ignorując jego poprzednie pytanie.
- Dobrze wiesz, że tak – warknął.
Tak, wiedziała. Dwa lata temu powiedział jej o pewnej szlamie, gdy ta siedziała u nich w lochu. Narcyza nawet trochę pomogła mu ją uwolnić, chociaż może nie powinna... Ta dziewczyna prawdopodobnie nie żyła.
- Wiem, ze wtedy tak uważałeś, ale teraz? Z perspektywy czasu?
- Tak, kochałem – westchnął.
- Czy to samo czujesz do Astorii?
- Tak – odpowiedział pewnie, ale ona była jego matką, dokładnie wiedziała, kiedy kłamał.
Ze snu wyrwał ją krótki, urwany krzyk. Przepełniony strachem i szaleństwem. Przez chwilę była prawe pewna, że tylko jej się to przyśniło. Ułożyła się wygodnie, aby spróbować znów pogrążyć się we śnie. Wtedy krzyk się powtórzył. Był przerywany szlochem. Tak bolesny, że mimowolnie ściskał serce. Mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Mary – szepnęła Hermiona gorączkowo szybko poderwała się z łóżka.
______________________________________
Wreszcie jestem. Wybaczcie moją długą nieobecność, ale byłam chora. Za to dzisiaj rozdział był dłuższy niż zwykle i mam nadzieję, że się Wam spodobał! :)
Kiedy indyk już się piekł, a Hermiona sprzątała kuchnię, drzwi frontowe otworzyły się. Mary natychmiast zbiegła, aby przywitać swojego narzeczonego. Była Gryfonka zaszyła się w kuchni jeszcze bardziej, byleby tego nie oglądać. Kiedy pochyliła się przed drzwiczkami piekarnika, z zaskoczeniem poczuła czyjąś dłoń na swoich plecach. Wyprostowała się natychmiast i spojrzała prosto w zielone oczy Teodora.
- Och... Witaj. Jak podróż? - wydusiła z siebie. Starała się być miała, jeżeli chciała, żeby pozwolił jej tu zostać na stałe.
- Nie narzekam. Co tam pieczesz? - wskazał głową na piekarnik i uśmiechnął się.
- To tylko indyk – odparła niepewnie. Uśmiechał się, to dobry znak... - Mam nadzieję, że lubisz – posłała mu niepewny uśmiech.
- Uwielbiam – znów uśmiech. Czarujący, przypominający ten, którym zwykł obdarzać wszystkich Blaise Zabini.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Teodor wyszedł z pomieszczenia i skierował się w stronę schodów. Teraz Hermiona była już pewna, że nie mogła trafić lepiej, przynajmniej jedna osoba była tutaj dla niej miła.
Obiad był bardzo oficjalny, Mary i Teodor zjedli go praktycznie w milczeniu, pomijając krótką rozmowę na temat tego, co działo się w domu podczas jego nieobecności. Hermiona stało nieopodal z winem, aby móc dolewać napój do szybko opróżniającego się kieliszka Notta. Mary nie piła wcale, wspomniała, że będzie musiała wyjść później do przyjaciółki i nie może być nietrzeźwa. Jeżeli Hermiona miałaby być szczera, to zaskoczyło ją to. Nie spodziewała się, że taka osoba, jak Mary w ogóle ma jakiś przyjaciół. Myślała raczej, że ktoś tak sympatyczny jak Nott znosi ją z czystego przyzwyczajenia, a oprócz tego dziewczyna jest zupełnie sama.
- Okropnie niedoprawiony ten indyk – mruknęła Mary. Hermiona zacisnęła mocno dłonie, w tym momencie miała ochotę powyrywać jej te wszystkie rude włosy z głowy.
- Mi bardzo smakuje – odezwał się Nott patrząc na swoją dziewczynę karcąco. Mary spuściła wzrok i w milczeniu dokończyła swoją porcję.
- Muszę iść – mruknęła, wstając od stołu szybko. - Posprzątaj to wszystko – powiedziała do Hermiony omiatając gestem stół.
Dziewczyna w pośpiechu zaczęła zbierać talerze i wynosić je do kuchni. Miała ochotę uwinąć się z tym jak najszybciej, bo nie marzyła teraz o niczym innym, niż położeniu się we własnym łóżku. Szybko namoczyła pozostawione naczynia i czekała chwilę, aby tłuszcz zaczął się rozpuszczać.
- Napijesz się wina? - usłyszała głos Notta. Odwróciła się przestraszona i spojrzała na chłopaka. Stał w drzwiach z niedokończoną butelką wina i dwoma kieliszkami.
- Wątpię, żebym mogła – odpowiedziała speszona.
- Daj spokój, Mary wyszła i nikt nie wie, kiedy wróci. Należy ci się trochę przyjemności za tak pysznego indyka – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. - To naprawdę dobry rocznik – odpowiedział po chwili.
- Nie znam się na tym zbytnio – odpowiedziała szczerze. Nigdy nie gustowała w alkoholu, widziała, jakie rzeczy potrafił robić z ludźmi.
Nott zachichotał. Wypite przy obiedzie wino już dawno uderzyło mu do głowy.
- Szczęściarz z tego Malfoy'a – zaśmiał się.
- Co masz na myśli? – zapytała czujnie. Czyżby o nich wiedział? Może się domyślał? Musiała przygotować się na odpieranie wszelkich zarzutów.
- Przeleci cię już pierwszego dnia, idę o zakład.
- Szczerze wątpię – prychnęła oburzona, że Nott w ogóle brał pod uwagę, że mogłaby się przespać z Draconem.
- Zabawne, to brzmi, jakbyś miała cokolwiek do powiedzenia. Draco nie należy do mężczyzn, którzy czekają na pozwolenie. Nie uchowasz się u niego długo, za ładną masz buźkę, Granger. Poczekaj tylko, aż zostaniecie na chwilę sami.
- Skończ – warknęła. Nie miała zamiaru dłużej tego słuchać. Ani trochę nie uśmiechała jej się dalsza rozmowa z chłopakiem, więc przystąpiła do mycia naczyń. Odetchnęła z ulgą, gdy Teodor nie odezwał się przez dłuższą chwilę.
Nagle poczuła jego dłoń na swojej talii i drgnęła przestraszona. Ręka chłopaka zjechała kilka centymetrów niżej, zatrzymując się na biodrze Hermiony.
- Czy mógłbyś mnie nie dotykać? - warknęła i odsunęła się na tyle, na ile mogła. Chłopak odwrócił ją brutalnie w swoją stronę i pocałował gwałtownie. Poczuła smak wina i zrobiło jej się niedobrze. Próbowała się wyrwać, ale chłopak mocno otoczył ją swoimi ramionami. Szamotanie na nic się nie zdawało. Wreszcie Nott ją puścił i odsunął się. Natychmiast to wykorzystała i przezornie odsunęła się jak najdalej chłopaka.
- Nigdy więcej tego nie rób – warknęła. Chciała wyjść z kuchni, ale najpierw musiałaby wyminąć Notta.
- A co powiesz na to, żebym był pierwszy?
- Pierwszy do czego? - zapytała wściekła.
- Pierwszy przed Malfoy'em. Jeżeli jesteś dziewicą, to będę delikatny – zaśmiał się.
Dopiero w tym momencie dotarła do niej powaga sytuacji. Była z nim sam na sam, zupełnie nieuzbrojona. Nie miała szans w bezpośrednim starciu. Rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu czegoś ostrego. Zauważyła komplet noży, ale żeby je zdobyć, musiałaby najpierw przejść obok chłopaka. Postanowiła grać na zwłokę.
- A co z Mary? - zapytała cicho.
- Nie zdąży wrócić. Zazwyczaj nie ma jej aż do wieczora. To kupa czasu, Granger.
- A co, jeżeli się nie zgodzę. Przecież rzuciłeś tylko luźną propozycję – obok niej też był nóż. Mały, ale wyglądał na ostry. Dopiero teraz go zauważyła. Wystarczyło tylko niepostrzeżenie go zabrać.
- Znów to błędne przeświadczenie, że masz cokolwiek do powiedzenia – prychnął.
- Więc po co w ogóle mnie zapytałeś? - wskoczyła na blat. Teraz, kiedy na nim siedziała, miała idealne dojście do noża. Leżał tylko kilka centymetrów od niej i to do tego od strony, której nie mógł widzieć Nott.
- Sam nie wiem – wzruszył ramionami i ruszył w jej stronę. Mocniej ścisnęła w dłoni swoje narzędzie obrony.
- Nie sądziłam, że taki jesteś – warknęła.
- Jaki? - zapytał, gdy stał już przy niej. - Jestem mężczyzną, nie wiem, czego ty się po mnie spodziewałaś. Myślałaś, że sprzątanie i gotowanie będzie odpowiednią zapłatą, za to, że pozwalam ci tu mieszkać?
Położył jej rękę na udzie, a ona natychmiast zaatakowała. Gwałtownym ruchem przejechała ostrzem po przedramieniu chłopaka. Wrzasnął zaskoczony i szybko cofnął rękę.
- Ty parszywa suko – syknął, patrząc na krew spływającą po jego dłoni.
Wykorzystała okazję. Zeskoczyła z szafki i zaczęła biec w stronę wyjścia z kuchni. Nie miała jeszcze pojęcia, co zrobi dalej, ale przynajmniej teraz udało jej się jakoś uratować.
- Expelliarmus – usłyszała za sobą i siła zaklęcia wyrwała jej z ręki nóż.
Nott dopadł ją zaraz przy wyjściu z kuchni. Pociągnął ją za ramię, dziewczyna straciła równowagę i upadła z piskiem na ziemię. Złapał ją za włosy i zaczął ciągnąć w stronę kuchni. Kiedy poczuła pierwszy ból, zaczęła próbować wstać, aby iść o własnych siłach. Chłopak jej to umożliwił, a potem, trzymając mocno za ramię, znów zaprowadził do pomieszczenia.
- Skoro nie chciałaś po dobroci – warknął i popchnął ją na ścianę.
- Nie zbliżaj się do mnie. Błagam, Nott, nie rób mi tego. Błagam – powstrzymywała łzy, które zbierały się w jej oczach. Może chociaż prośby coś wskórają i przemówią chłopakowi do rozumu.
Nie odpowiedział. Pierwsze uderzenie trafiło ją prosto w brzuch. Zgięła się w pół z bólu i zaszlochała. Oddałaby teraz wszystko, żeby znów być w lochu z Megan.
Drugie uderzenie powaliło ją na ziemię i chłopak tylko na to czekał. Przewrócił obolałą i szlochającą dziewczynę na plecy i unieruchomił jej ręce za głową.
- Błagam Nott, nie.. - szepnęła, a w odpowiedzi usłyszała tylko jego śmiech. Był tak blisko, że dokładnie czuła zapach alkoholu. Kiedy próbowała go kopnąć, usiadł na niej. Nie mogła wykonać teraz żadnego ruchu i była zupełnie bezbronna. Obydwa jej nadgarstki złapał jedną dłonią, a drugą podwinął jej bluzkę.
- Pierdole to – mruknął do siebie i wyciągnął różdżkę. Wyszeptał zaklęcie i przejechał nią po ubraniu dziewczyny. Materiał rozdarł się pod jej wpływem i chłopak mógł teraz bez problemu pozbawić Hermionę bluzki. Zdawał się nie słyszeć jej szlochu, błagać i krzyku. W podobny sposób pozbył się jej spodni i pozostawił w samej bieliźnie. Upokorzenie mieszało się w niej z nienawiścią. Niczego nie pragnęła teraz bardziej niż śmierci Notta.
- To co, Granger, jesteś dziewicą? - zaśmiał się do jej ucha.
Była, ale nie zamierzała odpowiadać mu to to pytanie. Nie miała już siły krzyczeć i płakać, pogodziła się już z tym, że nie ma żadnego pola do ucieczki. Leżała w bezruchu, starając się zupełnie zobojętnieć na tę sytuację i wyłączyć umysł.
Drgnęła, gdy włożył rękę między jej plecy, a podłogę i rozpiął stanik. Poczuła, jak robi się cała czerwona, gdy go z niej ściągnął. Wolną ręką złapał jej pierś. Poczuła do niego ogromne obrzydzenie i zrobiłaby wszystko, żeby przestał ją dotykać. Zaczęła się wręcz modlić o wcześniejszy powrót Mary. Pisnęła z bólu, gdy złapał jej sutek w zęby. Znów zaczęła, się szamotać, ale to sprawiło jej tylko ból. Chłopak, mając najwidoczniej dość jej wrzasków, uderzył ją w twarz. Raz, a potem drugi. Poczuła krew w ustach i zaczęła się nią krztusić. Znów zaszlochała. Jak można być takim bezdusznym potworem? Nie chciała nawet otwierać oczu, bo nie wytrzymałaby już dłużej widoku jego twarzy.
Poczuła, jak jego dłoń sunie po jej brzuchu, a potem wpełza pod bieliznę. Cała zesztywniała, gdy poczuła, że Nott ściąga jej majtki. Na końcu jego ręka zatrzymała się na jego największym celu. Pisnęła, gdy bezceremonialnie włożył w nią dwa palce. Nigdy nie spodziewała się, że to będzie aż tak bolało. Ani trochę nie czuła się na to wszystko gotowa, a już w szczególności nie w taki sposób. Nie z nim...
Poruszył nimi kilka bolesnych dla niej razy, a potem wyjął je szybko. Poczuła ulgę, chociaż wiedziała, że nie na długo. Kiedy wstał, Hermiona wyczuła szansę. Po tak długiej chwili biernego leżenia, najwidoczniej uznał, że straciła wolę walki. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Nóż, którym broniła się wcześniej, leżał tylko kawałek od niej. Gdyby Nott choć na chwilę spuścił z niej wzrok...
Chłopak złapał ją za włosy i zmusił, żeby uklęknęła. Robiła wszystko posłusznie, aby uśpić jego czujność. Niech myśli, że mu się udało. Niech myśli, że ją złamał.
Zaczął rozpinać pasek. W tej pozycji Hermiona miała narzędzie na wyciągnięcie ręki. Nott najwidoczniej przestał myśleć logicznie pod wpływem alkoholu, bo zdawał się tego nie zauważać. Jeden szybki ruch wystarczył, aby Teodor wrzasnął z bólu jak zwierzę. Przez rozcięty materiał spodni szybko sączyła się krew.
- Ciesz się, że to udo, a nie twoje klejnoty – warknęła Hermiona, ciesząc się chwilowym zwycięstwem.
Nott zdrową nogą kopnął ją w brzuch, a dziewczyna zwinęła się na ziemi. Kolejne kopnięcie w żebra, a potem nerki. Słono płaciła za swój atak. Nie miała siły krzyczeć, ani płakać. Kilka uderzeń pięścią spadło na jej twarz i ręce, którymi próbowała się zasłonić. Chciała tylko, żeby ten koszmar wreszcie się skończył. Nawet, gdyby oznaczało to śmierć. Przestała już nawet czuć ból kolejnych uderzeń.
- Teo, przestań! Zabijesz ją! - usłyszała wrzask Mary, który wydawał jej się słyszany przez szybę. Był stłumiony i niewyraźny. Z trudem odwróciła głowę w tamtą stronę. Ruda dziewczyna próbowała odciągnął swojego chłopaka od Hermiony. Widziała, jak Nott bierze zamach i uderza Mary w twarz.
- Nie – chciała krzyknąć, ale dźwięk, który wydobył się z jej ust był ledwo słyszalny. Dziewczyna Notta była tak chuda i delikatna, że Hermiona bała się, że tym uderzeniem Teodor połamał jej kilka kości. Różdżka Mary upadła tak blisko Hermiony, że brakowało jej tylko kilku centymetrów, by po nią sięgnąć. Naprężyła wszystkie mięśnie i mimo bólu próbowała się do niej podczołgać. To mogłoby pozwolić jej na obronę. Jeszcze tylko trochę. Kilka centymetrów. Milimetry... Już czuła jej dotyk opuszkami palców... Nott też ją zauważył. Szybko kopnął magiczny patyk z dala od zasięgu Hermiony i uśmiechnął się do niej złośliwie.
W tym czasie Mary podniosła się z ziemi. Spojrzała na swojego chłopaka z obrzydzeniem i stanęła pomiędzy nim, a Hermioną.
- Nie masz prawa jej tknąć – warknęła.
Chłopak wycelował różdżką prosto w jej pierś.
- Ty o tym decydujesz? - zapytał wściekły.
- Dobrze wiesz, czyją ona jest własnością. Jak myślisz, co powie Draco, gdy dowie się, jak potraktowałeś jego służącą? Prawie ją zabiłeś, Teodorze – patrzyła na niego dzielnie, nie cofając się ani o krok. Odwróciła się tylko na chwilę, aby spojrzeć na nieprzytomną dziewczynę.
- Zabieraj ją stąd, tylko szybko – warknął chłopak, wyminął ją i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Pierwszym, co odczuła zaraz po przebudzeniu, był piekący ból. Przechodził przez całe jej ciało, promieniując od lewego boku. Nawet nie próbowała się poruszać. Wspomnienia przewijały się w jej głowie, jak na przyspieszonym filmie. I znów ból, tym razem w prawym udzie. Po chwila nastała chłodna ulga. Teraz czuła już na sobie tylko ciężkie od cieczy materiały. Ktoś najwidoczniej opatrywał jej rany przy pomocy eliksiru. Próbowała odwrócić się, aby zobaczyć swojego opiekuna, ale syknęła tylko z bólu i opadła ciężko na poduszki.
- Przepraszam – usłyszała za sobą przygnębiony głos Mary i znów próbowała się podnieść. - Leż, nie radzę się teraz ruszać – mruknęła dziewczyna.
- Ale... jak? - wydusiła z siebie Hermiona z trudem. - Dlaczego?
- Jestem ci to winna, za wszystko, co zrobiłam – odpowiedziała Mary z ociąganiem.
Oszołomiona Hermiona próbowała przemyśleć wszystko, co przed chwilą usłyszała i co zobaczyła, gdy była jeszcze przytomna. Ani trochę nie rozumiała przemiany dziewczyny Notta... Na myśl o nim ścisnęło ją w sercu. Nienawidziła go każdą częścią siebie. Za to, co jej zrobił... I za to, co zrobił Mary.
- Czy ciebie też kiedyś... - nie dokończyła, rezygnując z zadania tego pytania. Bała się reakcji dziewczyny, przecież nadal jeszcze nie potrafiła zrozumieć jej postępowania.
Nastała męcząca cisza, którą przerywał tylko odgłos cichego pluskania eliksiru, w którym Mary nasączała materiał.
- Raz – odpowiedziała niespodziewanie. - Skatował mnie tylko raz. Za jakieś głupstwo, o którym już nawet nie pamiętamy. Pamiętam tylko szaleństwo w jego oczach, strach i upokorzenie. Straciłam przytomność. Nie było go, gdy się obudziłam, był za to Blaise. Zapewniał, że Teodor już nigdy mi tego nie zrobi. Nie wiem, czym go zastraszył, ale Teo zaczął się powstrzymywać. No i następnego dnia przyniósł mi kwiaty – powiedziała takim tonem, jakby wymazywało to wszystkie jego wcześniejsze winy.
- Dlaczego z nim jesteś? - wypaliła Hermiona bez zastanowienia. Powinna ugryźć się w język już po pierwszym wyrazie. Ku jej zaskoczeniu Mary znów odpowiedziała. Jej ton był smutny i pobrzmiewała w nim nuta zrezygnowania.
- Bo go kocham i jestem naiwna. Łudzę się, że on kiedyś pokocha mnie. Nie myśl jednak, że jestem głupia, to nie jest jedyny powód. Mam swój honor odeszłabym gdyby chodziło tylko o to. Nie wiem, czy chcesz o tym słuchać i czy ja chcę o tym mówić. Ale czuję, że mogę ci zaufać, Hermiono, bo jesteś taka jak ja. Tylko bardziej odważna. O tak, o wiele bardziej.
- Skoro nie chodzi o miłość, to o co? - zahaczało to o wścibskość, ale Hermiona chciała poznać historię Mary. Mogła się dowiedzieć od tej dziewczyny wiele pożytecznych rzeczy. - Powiedz mi, jeżeli tylko chcesz.
- Powinnam. To wyjaśni ci wszystko. Moją nienawiść do ciebie, to jaka byłam. Muszę się wytłumaczyć, żebyś mogła mi to wybaczyć. Czuję, że to chyba mój obowiązek.
Nastała nieprzyjemna cisza.
- Teodor jest moim zabezpieczeniem. Mój ojciec jest szlamą. On i reszta mojej rodziny żyją tylko dlatego, że jestem dziewczyną dość wysoko postawionego śmierciożercy. Ale jest wojna, Hermiono, ludzie giną. Jak myślisz, co stanie się z moim ojcem, jeżeli umrze Teodor? Co zrobią z moją dziesięcioletnią siostrą, która mieszka tylko z nim po śmierci naszej matki? Nie miałam wyboru, muszę sama zadbać o ich dobro. Jeżeli będę starać się wystarczająco, będę mogła wstąpić do służby, a wtedy oni będą bezpieczni. Voldemort jest coraz słabszy, nie radzi sobie z rządzeniem Brytanią...
- Jesteś pewna, że powinnaś mi to mówić? - przerwała jej Hermiona, nie chcąc, by dziewczyna wpadła w kłopoty.
- Tak, tu jesteśmy bezpieczne. Bunty narastają, a Voldemort ma coraz mniej zaufanych ludzi. Teraz selekcję przechodzą również mieszańce, takie jak ja. Czarny Pan zapewnia bezpieczeństwo rodzinom takich osób, nie mówi się o tym głośno, ale to jego jedyna szansa, aby jakoś utrzymać się na stanowisku. Mam nadzieję, że rozumiesz i mnie nie nienawidzisz. Uwierz mi, nie chciałabym tego. Sercem jestem po twojej stronie, ale... Mam kilka osób które muszę chronić za wszelką cenę. Usiądź zajmę się teraz sinikami na twojej twarzy.
Hermiona podniosła się z trudem i dopiero teraz miała okazję spojrzeć na dziewczynę. Chociaż się uśmiechała, jej oczy były przeraźliwie smutne. Wyjątkowo delikatnie zaczęła dotykać obrażeń Hermiony nasączoną eliksirem szmatką. Kiedy odgarnęła przeszkadzające jej, rude włosy, odsłoniła fioletowy siniak tuż pod policzkiem. Jak to możliwe, że Hermiona zauważyła go dopiero teraz? Przecież był tak duży i widoczny na bladej twarzy Mary. Panna Granger czuła do niej teraz już tylko współczucie i sympatię.
- Skończyłam. Nott już więcej cię nie tknie, obiecuję – wstała pospiesznie i skierowała się do drzwi. Zawahała się na chwilę zaraz przy nich, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć Hermionie, ale potem gwałtownie nacisnęła klamkę.
- Mary – zawołała jeszcze Hermiona. Dziewczyna przystanęła, ale nie odwróciła się. - Dziękuję. Za uratowanie przez Nottem i opiekę. Naprawdę nie mam ci za złe niczego, co zrobiłaś do tej pory.
Hermina nie mogła zauważyć bladego uśmiechu Mary, gdy wychodziła z pomieszczenia.
Narcyza Malfoy stała z walizką i patrzyła ze łzami w oczach na swój stary dom. Jakże ona za nim tęskniła... Nie mogła wyrazić tego słowami. Przez dwa lata przebywała u swoich rodziców w Europie. Musiała wypocząć od wszystkich wydarzeń w tym kraju. Niedługo przed rozpętaniem tej chorej wojny, Voldemort rzucił na nią klątwę, aby mieć pewność, że jej syn i mąż wezmą udział w bitwie. Zdjął ją zaraz po wygranej, ale była wtedy taka słaba i bez życia... Dostała wtedy zgodę na wyjazd. Nigdy nie przypuszczała, że nie będzie jej tak długo. Pisała do Lucjusza i Dracona regularnie. Zawsze w drugą niedzielę miesiąca. Dwa listy, ta sama treść. Zazwyczaj odpisywali i tak kończyła się ich korespondencja na kolejny miesiąc. Nie mieli jej tego za złe, rozumieli jej potrzebę samotności.
- Matko? - Draco wychylił się zza drzwi i patrzył na nią ze zdziwieniem. Na jego widok poczuła, jak jej serce przyspiesza swój bieg. Skierowała się w jego stronę bardzo szybko. Przez chwilę stali naprzeciw siebie i po prostu patrzyli.
- Robisz się co raz piękniejsza – szepnął po chwili. Narcyza zaśmiała się z ulgą i nie myśląc wiele przytuliła syna. Okazywanie uczuć w tej rodzinie było rzadkością, ale ona jako jedyna pozwalała sobie na wyjątki.
- Bałam się, że będziesz zły, że nie było mnie tyle czasu – szepnęła przez łzy.
- Nigdy – powiedział, gdy już go puściła.
- Czy twój ojciec jest tutaj? - zapytała ze ściśniętym sercem.
- Jest, wejdźmy do środka – mruknął, wziął od niej walizkę i ruszył w stronę domu. Narcyza przez chwilę patrzyła za nim, a potem westchnęła głęboko.
Dom nie zmienił się w ogóle, odkąd widziała go po raz ostatni. Najwidoczniej tutaj nie dotarła jeszcze władza Astorii i rodzinny dom Dracona pozostał bez zmian.
Lucjusz Malfoy siedział przy kominku i wpatrywał się w ogień. Na dźwięk kroków odwrócił się w stronę drzwi i dopiero teraz Narcyza dostrzegła, jak bardzo się postarzał. Jego włosy były teraz zdecydowanie bardziej siwe, niż srebrne, a twarz zmęczona.
- Wróciłaś – powiedział i wstał, aby uścisnąć żonę. Był zupełnie lodowaty, ale i tak poczuła się bezpieczniej w jego ramionach.
- Tęskniłeś? - zapytała powstrzymując łzy ulgi.
Nie odpowiedział, ale ona w sumie nawet tego nie oczekiwała. Ważne, że miała ich teraz obu przy sobie, całych i zdrowych.
- Zostawię was – usłyszała za sobą głos Dracona.
- Nie – powiedział szybko. - Muszę z tobą porozmawiać. Chodźmy do mojego pokoju, nie wiedziałam go od lat. Chciała zaprowadzić syna jak najdalej od Lucjusza.
Jej sypialnia wcale się nie zmieniła. Wielkie łoże obok wychodzącego na ogród okna. Usiadła na łóżku i dotknęła pościeli uśmiechając się do siebie.
- Czy naprawdę chcesz tego ślubu? - zapytała zerkając na syna.
- Oczywiście – odpowiedział automatycznie.
- Nie ma tu ojca, możesz mówić szczerze.
- To dlatego wróciłaś? - w jego głosie zaczęła pobrzmiewać złość.
- Kochałeś kiedyś jakąś dziewczynę? - zapytała, zupełnie ignorując jego poprzednie pytanie.
- Dobrze wiesz, że tak – warknął.
Tak, wiedziała. Dwa lata temu powiedział jej o pewnej szlamie, gdy ta siedziała u nich w lochu. Narcyza nawet trochę pomogła mu ją uwolnić, chociaż może nie powinna... Ta dziewczyna prawdopodobnie nie żyła.
- Wiem, ze wtedy tak uważałeś, ale teraz? Z perspektywy czasu?
- Tak, kochałem – westchnął.
- Czy to samo czujesz do Astorii?
- Tak – odpowiedział pewnie, ale ona była jego matką, dokładnie wiedziała, kiedy kłamał.
Ze snu wyrwał ją krótki, urwany krzyk. Przepełniony strachem i szaleństwem. Przez chwilę była prawe pewna, że tylko jej się to przyśniło. Ułożyła się wygodnie, aby spróbować znów pogrążyć się we śnie. Wtedy krzyk się powtórzył. Był przerywany szlochem. Tak bolesny, że mimowolnie ściskał serce. Mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Mary – szepnęła Hermiona gorączkowo szybko poderwała się z łóżka.
______________________________________
Wreszcie jestem. Wybaczcie moją długą nieobecność, ale byłam chora. Za to dzisiaj rozdział był dłuższy niż zwykle i mam nadzieję, że się Wam spodobał! :)