wtorek, 9 czerwca 2015

Miniaturka - Pożegnanie.

Witajcie! Wiem, że miniaturki miałam publikować na starym blogu, ale ta tutaj przy okazji pełni funkcję informacyjną. Do końca czerwca jestem w rozjazdach i nie dam rady nic opublikować aż do wakacji. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo mam w planach dwa ciekawe rozdziały. Ten post jest tutaj tylko dlatego, że połowę tej miniaturki miałam napisane już dawno temu... Byleby do wakacji, potem będzie już lepiej, obiecuję! Żeby nie zostawiać Was tak zupełnie na sucho, to zdradzę Wam, że w rozdziale 11 możecie spodziewać się kilku ważnych zdarzeń, które zupełnie wszystko zmienią. Miłego czytania! :)
________________________________________________________________


      Zimna, ciemna cela nie dawała mu zbyt wielu możliwości, mógł tylko zagłębiać się w swoje wspomnienia i emocje. Leżał zwinięty na twardej, kamiennej podłodze, lekko wyłożonej słomą. Już nawet nie miał pojęcia ile czasu nie widział słońca... Ile czasu nie widział jej... Przetrzymywali go już tutaj od czasu tego feralnego dnia. On przecież nie chciał źle, wszystko co zrobił, zrobił z miłości. Tylko, jak zwykle, ten cholerny świat był przeciw niemu! Skazali go za zdradę i kolaborację ze śmierciożercami, a dla takich jak on nie było po wojnie litości. Tylko jak mógł dać się tak złapać? Nie był złym człowiekiem, po prostu zakochanym. Przypartym do muru i zdesperowanym. Przyłączył się do nich, gdy ją pojmali. Chciał być blisko niej, nawet jeśli to wiązało się ze śmiercią niewinnych ludzi. Był w stanie nawet zamordować własnymi rękami. A raczej własną różdżką i dwoma słowami wypuszczonymi spomiędzy jego wąskich warg. Teraz nie miał już nic na swoją obronę, a wyrok mieli wykonać dzisiaj popołudniu. Przynajmniej tak poinformował go strażnik.
Teraz, gdy mijały ostatnie godziny jego życia, nie był w stanie myśleć o niczym innym, niż jej czekoladowych oczach i szerokim uśmiechu. O miękkiej, brzoskwiniowej skórze. Długich, smukłych palcach dotykających jego twarzy. Malinowych ustach i włosach. Nie spotkał wcześniej nikogo takiego i żałował, że poznał ją tak późno.
     Znów przypominał sobie raz po raz ich sprzeczki. Analizował je starannie, z obsesyjną dokładnością. Każde pojedyncze przekleństwo, każdą uszczypliwość, każdy błysk złości w jej oczach. Karał się w milczeniu na każdą obelgę, jaką ją obdarzył. Przepraszał ją za to tysiące razy i przeprosiłby raz jeszcze, gdyby dano mu szansę. Obdarzyłby ją pocałunkiem za każdą szlamę, którą wypowiedział z obrzydzeniem, patrząc jej prosto w twarz. Jak mógł być taki głupim gnojkiem?
Ach, żeby dali mu teraz choć szklaneczkę alkoholu, żeby uśmierzyć ten wewnętrzny ból. Zbliżająca się nieubłaganie śmierć zaprowadziła go do granicy jego psychicznej wytrzymałości. Wypiłby teraz cokolwiek, byleby było mocne. Mogła być nawet wódka, która wypaliłaby z niego cały wstyd.
Wrócił myślami do ich pierwszego pocałunku.
      Pachniała Ognistą Whiskey. Jej głośny śmiech roznosił się po rozświetlonym bladym światłem pomieszczeniu. Nie chciał jej upić, ale nie spodziewał się, że będzie miała aż tak słabą głowę. Płomienie z kominka odbijały się w jej szklistych oczach i tańczyły na jej twarzy. Kolejna salwa śmiechu przerwała ciszę.
        - Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapytała wesoło.
     Wtedy nasunęło mu się na myśl kilka odpowiedzi, ale tylko jedna była odpowiednia. Przysunął się do niej jeszcze bliżej.
      Już kilka sekund później całowali się zachłannie, wymazując tym samym sześć lat nienawiści i pogardy. Usta miała ciepłe i miękkie, jakby stworzone wprost dla niego. I wtedy, w ciemnym, dusznym dormitorium, przesiąkniętym zapachem alkoholu, zrozumiał wiele spraw.
      Ś
mierć. Nie tak ją sobie wyobrażał. Nie taką haniebną, w brudnych, poszarpanych ubraniach, z kilkudniowym zarostem, bez resztek godności. Zawsze był pewien, że polegnie na polu bitwy. Umierając za swoje ideały, rodzinę, z honorem i w chwale. Ale on umierał teraz za nią. Za to, że mogła żyć.
      Sam nawet nie zauważył momentu, w którym utonął w niej bez reszty. Nie była już kolejną dziewczyną, do której nie przywiązywał większej wagi. Teraz wszystko nabrało znaczenia. Jej marzenia, zdanie, plany na przyszłość. To wszystko stało u niego na pierwszym miejscu. Być może dlatego, że była inna, niż wszystkie dziewczyny, które poznał. Była naturalna i zależało jej na jego osobowości, nie pieniądzach i wyglądzie. On też ją akceptował... Każdy centymetr jej ciała. Nie wiedział, czy ją kocha. Nigdy przy nikim nie czuł motylków w brzuchu, przy niej też nie. Ale czuł, że to coś nowego, trwałego i pięknego. Jakaś siła przyciągała go do niej jak magnes i wiedział, że jest w stanie zrobić dla niej wszystko. Bał się, ale brnął w to dalej, jakby zupełnie go od siebie uzależniła. Kiedy zaczęli spotykać się na poważnie, wiedział, już, że nie musi niczego szukać. Była przy nim i to mu wystarczało.      Rozpacz. Spazmy niemego szlochu targały jego słabym ciałem. Nigdy nie spodziewał się, że będzie aż takim tchórzem. Zawsze uważał się za pana świata, zawsze myślał, że w jego sercu nie ma miejsca na strach. Ale jednak teraz się bał. Tylko czego? Bał się o siebie czy o nią? Zostanie sama. Jak sobie bez niego poradzi? Nie, to nie było tylko to... Ona już kiedyś kogoś straciła. Przeżyli to oboje bardzo dotkliwie, prawie ich to zniszczyło. Ale tym razem będzie sama. Zupełnie. Poświęciła wszystko by móc z nim być, wszyscy się od niej odwrócili, ale ona zawsze znosiła to z uniesiona głową, uważała, ze jest w stanie ponieść taką cenę za ich wspólne szczęście. Ale co teraz?
        - Nie będę Twoją kolejną zabawką! - wrzeszczała, a on jedynie miał ochotę zamknąć jej usta pocałunkiem.
        - Co masz na myśli? - zapytał, marszcząc brwi.
- Nie zmieniłeś się! Ron miał rację. Jak mogłam być tak głupia?
      Nie był do końca pewien powodów tej kłótni, ale bardzo dobrze ją rozumiał. Jak po tych wszystkich latach mogła być pewna jego uczuć? Po tych wszystkich poniżeniach i wyzwiskach? A on jeszcze nigdy wcześniej nie był tak pewien. Pewien siebie, swoich uczuć i nadziei.
        - Kocham cię – przerwał jej w pół wyrazu. Te słowa w jego ustach zabrzmiały tak nienaturalnie, że aż poczuł się głupio. Jak mogłaby mu uwierzyć skoro zdawały się tylko wyuczoną kwestią? Nie umiał wyznawać uczuć i był to najbardziej krępujący moment w jego dotychczasowym życiu.
     Dziewczyna przerwała raptownie i wpatrywała się w niego przez chwilę, stojąc w bezruchu, z lekko rozwartymi wargami, najwidoczniej bojąc się nawet odetchnąć.
       - Słucham? - wyszeptała w końcu.
       - Nie każ mi tego powtarzać. Powiedziałem to raz i nie zrobię tego znowu. Ale mówiłem szczerze, możesz mi uwierzyć lub odejść na zawsze.
      Wtedy też się bał. Że mu nie uwierzy. Że odwróci się na pięcie i wybierze życie bez niego. Ona jednak tylko odetchnęła i uśmiechnęła się do niego jakoś inaczej. Wiedział już wtedy, że zostanie i miał nadzieję, że już na zawsze.
      Zimno. Przeszywające każdy centymetr jego ciała. Dopiero teraz, nie mogącemu się poruszyć, całemu skostniałemu z zimna mężczyźnie zaczęły przychodzić do głowy też inne myśli. On zasłużył na taki los. Zasłużył na to zimno, na ból i na śmierć. Chłopak, którego zabił, miał najwyżej osiemnaście lat. Kasztanowe, lekko opadające na czoło włosy zlepione były zaschniętą krwią. Draco nigdy nie dowiedział się, czy należała do niego, czy któregoś z jego towarzyszy. Zamordował ich i jego. Z małą różnicą, jego przyjaciele byli ranni, mało świadomi swojego losu a ten chłopak patrzył na Dracona z nienawiścią pomieszaną ze strachem. Wiedział, że zaraz umrze. Czy czuł się tak samo jak on teraz? Tak, on zdecydowanie zasłużył na to wszystko, po tym co zrobił temu szatynowi. Ale Hermiona nie zasłużyła na samotne życie. To wszystko było takie niesprawiedliwe, że i ona była w tym wszystkim postronną ofiarą. A on chciał dla niej jak najlepiej.
      Kiedy wszedł do ich mieszkania, już od progu usłyszał jej szloch. To był kolejny raz, gdy się bał. Przez chwilę stał jak sparaliżowany, ale później puścił się biegiem w stronę pokoju, w którym najprawdopodobniej się znajdowała. Zastał ją zwiniętą na kanapie. Ukryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsały spazmy płaczu. Uklęknął przy niej cicho i delikatnie dotknął jej ramienia. Zadrżała i spojrzała na niego załzawionymi, opuchniętymi oczami zlękniona.
        - Co się stało? - zapytał cicho, głaszcząc ją po niesfornych włosach.
     Nie odpowiedziała, tylko pokręciła delikatnie głową. Przysunęła się trochę i wtuliła w niego jak bezbronne dziecko. Chciał trzymać ją tak w ramionach całą wieczność.
        - Nie płacz – szepnął.
        - Ja... Ja... - głos załamał jej się jeszcze bardziej i znów zaszlochała. - Ja jestem... Jestem w ciąży – zacisnęła mocno powieki jakby czekała na cios.
     Ta wiadomość nie była dla niego łatwa. Nigdy wcześniej nie przeżył takiego zaskoczenia. Będzie ojcem... Będzie miał dziecko, potomka.
        - Nic nie powiesz?- zapytała słabo, jakby miała zaraz zemdleć.
        - Cygnus.
        - Słucham? - w końcu odważyła się na niego spojrzeć.
        - Po dziadku – szepnął z uśmiechem i przytulił ją do siebie mocniej. - Przecież to dobra wiadomość, więc dlaczego płakałaś?
        - Bo ja tak się bałam, że będziesz zły. Nie planowaliśmy tego. Bałam się, że zostanę sama, że zostanę bez ciebie.
      I tak finalnie zostanie sama. Już za kilka godzin będzie mogła układać sobie życie z kimś innym. Kilka godzin? Może nawet minut? Sam nie miał pojęcia ile czasu mu jeszcze pozostało. Ile mógł tak leżeć i pogrążać się w swoim smutku, odkąd był tu strażnik? Wydawało mu się, że całe wieki... Całe dni samotności i zimna... A ty tylko godziny, minuty... A potem będzie już o wszystkim. Publiczna egzekucja, na której będą całe tłumy i stryczek. Wszyscy będą na niego patrzeć i go nienawidzić, choć nie znają nawet kawałka jego historii.
      Mimo wojny byli szczęśliwi. Choć czasy były ciężkie i brakowało im pożywienia, mieli siebie. I dziecko. Wydawało im się, że rośnie zbyt wolno, wyczekiwali z napięciem każdego centymetra. I tak wyglądało ich życie przez cztery miesiące. Na ciągłym wyczekiwaniu i cichej radości. A potem zniknęła. Gdy wrócił do domu, zastał tylko powyrzucane z szafek rzeczy i ślady krwi na dywanie. I tę przeraźliwą pustkę. Przyszli pod jego nieobecność i ją zabrali. Daleko od niego i ich szczęścia. Czy żyła? Wiedział, że tak. Trzymał się nadziei, że poczułby, gdyby była martwa. Wtedy odeszłaby wraz z nią część jego duszy. Jego sytuacja nie była trudna. Po prostu nie mógł się załamać. Musiał wrócić do ojca, być skruszonym synem i błagać o posadę. Znajdzie ją prędzej czy później, bo przecież musi żyć. Czułby, gdyby było inaczej. Czułby.
I już tydzień później wiedział wszystko. Trzymali ją w gmachu w którym pracował. Żyła. Tylko co mu było po tej informacji, skoro nie mógł tam wejść? Lochy były ściśle strzeżone i można było dostać tam się jedynie z przepustką. Mógł tylko wiedzieć, że ona gdzieś tam jest i trzymać się kurczowo tej myśli, że żyje.
      Drzwi do celi otworzyły się gwałtownie i oślepiło go światło. Skrzywił się i zakrył twarz dłońmi. Jego serce biło jak oszalałe. To już teraz. Jeszcze chwila i pożegna się z tym światem. I z nią... Jeden z dwóch strażników podszedł do niego i brutalnie kopnął go w żebra. Mężczyzna skupił się jeszcze bardziej i syknął z bólu.
        - Wstawaj – warknął stojący nad nim czarodziej.
      Chociaż próbował, ręce odmówiły mu posłuszeństwa. Podniósł się jedynie na kilkanaście centymetrów, a potem z westchnieniem upadł na kamienną podłogę. Widząc to podszedł do nich drugi strażnik i razem podnieśli jakoś Dracona. Wywlekli wycieńczonego mężczyznę z celi.
      A potem przyszła rebelia. Zaatakowali kilka ważnych placówek naraz. Śmierciożercy nie byli na to przygotowani, więc instytucje padały jedna po drugiej. Jego też upadła, ale nie przejął się tym szczególnie. Gdy rebelianci wtargnęli do budynku, on natychmiast zbiegł na dół by ją odnaleźć. To była jego szansa. Otwierał po kolei każdą celę, wypuszczając z niej więźniów. Nie obchodzili go on szukał tylko jej. Z każdą celą, w której jej nie było tracił po części nadzieję. Aż wreszcie ją odnalazł. Leżała na ziemi, naga i posiniaczona. Podbiegł do niej szybko zdejmując z siebie koszulę. Byleby tylko oddychała, byleby żyła. Wziął jej lekkie, rozedrgane ciało i owinął materiałem swojego ubrania. Odnalazł ją żywą, choć jej oddech był słaby. Chciał wtedy zacałować każdy fragment jej ciała. Ocucić i powtarzać prosto do jej ucha jak bardzo ją kocha i jak bardo bał się, że ją straci. Nagle usłyszał kroki i ciemny korytarz oświetliło światło z różdżek. Rebelianci...      Tłum wrzeszczał, gdy wyprowadzili go na podest. Właściwie wynieśli, bo nie miał siły ustać na nogach. Głosy ucichły dopiero, gdy założono mu sznur na szyję. Ale za to rozległ się inny. Rozpaczliwy i przepełniony bólem. Przywiódł Draconowi na myśl ryk zarzynanego zwierzęcia. Rozpoznał ten głos, poznałby go wszędzie. A potem zobaczył szczupłą, mizerną postać, przepychającą się rozpaczliwie przez tłum.
        - Draco! Nie! - wrzeszczała głosem, od którego miał ochotę płakać.
      Dwóch strażników złapało ją zaraz przy stryczku. Wyrywała się krzyczała. Wyła jakby ktoś właśnie wyrywał jej serce.
      Chciał zamknąć oczy, aby nie widzieć jej w tym stanie, ale nie potrafił. Już za późno, nic nie jest w stanie mu pomóc. I właśnie wtedy pomyślał, że chciałby wierzyć w Boga, w którego wierzą mugole. Chciałby wierzyć w niebo, w życie po śmierci. Byleby tylko mieć pewność, że jeszcze kiedyś ją ujrzy. Że będą razem szczęśliwi w tym innym lepszym świecie.
      Łapiąc ostatnie hausty powietrza myślał tylko o niej i o jej dużych, czekoladowych oczach.

9 komentarzy:

  1. Do samego końca łapałam się nadziei, że może jednak będzie happy end, nawet pomimo że te smutne zakończenia bardziej do mnie przemawiają. Jednak jakaś głupia cząstka mnie się potem smuci i tak.
    Piękna miniaturka. W ogóle wojenne czasy to temat przeze mnie bardzo lubiany, lubię tę grozę, tą niesprawiedliwość i ból. Nie przedobrzyłaś, czasy bardzo zgrabnie się przeplatały, nie zrobiłaś z tego patosu, za co Ci bardzo dziękuję. No i nie wybieliłaś Dracona, całe szczęście.
    Dobra robota. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutne...a gdzie happy end ?!
    No nic...
    Zapraszam : http://strzalaamora-dhl.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń
  5. W niedokończonych historiach dobre jest to, że sam możesz podyktować sobie zakończenie. Nikt mi nie zarzuci, że nie mam racji, mówiąc, że wszystko skończyło się dobrze. Choć nie mam już siły wierzyć w jakiś zaskakujący happy end, nie powiedziałam, że jest tylko jedno wyjście. To mógł być tylko zły sen, to mogłaby być wizja niepewnej przyszłóści, która wcale nie musi się wydarzyć. I zapewne tak było. Pozwól mi w to wierzyć.
    Kocham Twoją twórczość, smutną, czy wesołą, kocham każde Twoje zdanie. Jak poezję, mogę odczytywać drugie dno każdej historii i to jest piękne.
    Chyba zrozumiesz, że nie muszę życzyć Ci weny, ale raczej wolnego czasu :D
    Twoja Vanilliia :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże jakie piękne... Siedzę i płacze... A to pierwszy raz :/ jeszcze nigdy nie ryczalam po przeczytaniu jakiejś miniaturki... Dziękuję Ci... Wracam do czytania

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony