czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 2 - Rozdrapane rany.

Prędzej czy później wszyscy musimy rozstać się z przeszłością. 

<MUZYKA>



       Uwielbiała noc. Była jej sprzymierzeńcem i przyjaciółką. Po jej osłoną mogła bezpiecznie przemierzać miasto. Czuła się wreszcie wolna, choć nadal musiała uważać. Ciemny kaptur przysłaniał jej twarz. Naciągała go jeszcze bardziej, gdy mijała jakiś przechodniów. Patrole nie zdarzały się teraz tak często. W bardziej zaludnionych miejscach wybierała jednak nadal pelerynę-niewidkę. Tym razem o niej zapomniała. Zwykłe przeoczenie, pośpiech. Chociaż przeglądała zawartość swojej torby już kilka razy, nadal jej nie znalazła. Przynajmniej udało jej się zanieść żonie Colina wszystkie potrzebne eliksiry i kobieta bardzo powoli dochodziła do siebie.
      Ta noc była chłodna, dokładnie takie uwielbiała. Mogła zatopić się w ogromnej, czarnej bluzie, zupełnie zakrywającej jej kształty. Mogła się choć na chwilkę ukryć przed światem i ludźmi. Była teraz tylko cieniem, niepostrzeżenie przenikającym obok budynków. W żadnym z okien nie paliły się światła, a miasto było ciemne, jak nigdy. Było teraz idealnym schronieniem. Zdawała się być zupełnie niewidzialna, ludzie mijali ją bez choćby jednego spojrzenia. A ona była już coraz bliżej bezpiecznego domu. A raczej miejsca, który od dwóch lat go imitował. Jej dom spłonął, a jedyna osoba, przy której czuła się zupełnie bezpiecznie, nie żyła. Hermiona nie wiedziała nawet gdzie go pochowano, ale może to i lepiej... Zakradałby się tam nocami, aby płakać przy jego grobie. Nie powinna, ona już dawno go pochowała. W swoim sercu, pamięci i myślach.
      Krzyk. A po nim kolejny, głośniejszy, należący do innej osoby. Szybkie kroki i niespokojny oddech. Ktoś biegł w ich stronę.
        - Śmierciożercy! Śmierciożercy! Uciekajcie! - wrzasnęła kobieta, a zaraz za nią błysnęło zielone światło. Upadła martwa na ziemię, a zza rogu wyszło kilka zamaskowanych postaci. W jednej sekundzie wybuchła panika, jakiej Hermiona jeszcze nie widziała. Ludzie wrzeszczeli i uciekali w popłochu w różne strony. Jakaś matka przycisnęła mocno swoje dziecko do piersi i rzuciła się między budynki. Ją dopadli pierwszą. Klątwa Cruciatus powaliła ją na ziemię. Słysząc jej krzyki Hermiona pragnęła tylko zniknąć z tamtego miejsca. Pamiętała słowa Rona. I tak nie pomożesz tym ludziom. Jesteś sama, a śmierciożerów jest wielu. Będziesz tylko kolejną ofiarą. Naciągnęła mocniej kaptur i chciała skręcić między domy. Serce waliło jej jak oszalałe. To koniec – myślała przerażona. Mało komu udaje się wyjść z obławy. Powód jest prosty, śmierciożercy otaczali teren niewidzialną barierą, każde zetknięcie z nią, raziło prądem. Szybko przeanalizowała trzy istniejące opcje. Jeśli dotknie bariery, najprawdopodobniej skaże się na kalectwo. Jeśli się ujawni, czeka ją śmierć. Może spróbować się ukryć i przeczekać to wszystko. Nielicznym się udawało. Jak tchórz – podpowiedziało coś w jej umyśle. - I tak umrzesz. Tylko dlaczego kryjąc się i uciekając? Umrzyj jak Gryfonka, jak Hermiona Granger. Wzięła głęboki oddech. To prawie jak decyzja o samobójstwie, choć bardzo bolesnym. Mogła nadal pozostać tylko cieniem, ale najprawdopodobniej przeszukają teren i znajdą ją. A potem usłyszała krzyk kobiety błagającej o życie jej dziecka. Hermiona nie uważała się za bohaterkę, ale chciała po prostu pomóc tym ludziom. Walczyć. Pomyślała jeszcze raz o Draconie. Chciała, aby był ostatnim, co zobaczy przed pojmaniem. Cokolwiek nie działoby się dalej.
      Nagle mordercze zaklęcie świsnęło zaraz nad jej głową, wyrywając ją z zamyślenia. Zauważyli ją. Cokolwiek by teraz zrobiła, nie ucieknie już. Byleby tylko zginęła w walce. Niech zabiją ją teraz szybkim zaklęciem i nieświadomie pozbawią Voldemorta szansy torturowania jej. Ścisnęła mocniej różdżkę i rzuciła zaklęcie oszołamiające prosto w śmierciożercę stojącego nad młodą dziewczyną. Usłyszała za sobą krzyk i odwróciła się. Potężny Cruciatus trafił prosto w jej pierś. Zabrakło jej tchu, gdy porażona bólem upadła na ziemię. Ból trwał tylko kilka sekund, które wystarczyły, aby wszyscy usłyszeli jej krzyk. Próbowała wstać, ale wokół niej zgromadziło się już kilku śmierciożerców. Podczas upadku kaptur spadł z jej głowy i wszyscy mogli teraz dostrzec jej twarz.
        - Proszę, proszę... Dwa lata nieuchwytności – usłyszała znajomy głos, w którym dosłyszała nutę szaleństwa. Ktoś brutalnie postawił ją na nogi i przyłożył nóż do gardła, ktoś inny zabrał jej różdżkę. Bellatrix wpatrywała się w nią z wyższością.
        - Zabierzemy ją do Czarnego Pana, będzie szczęśliwy. Może ona będzie wiedziała gdzie jest Potter – odezwała się znowu.
      Hermiona pomyślała, że tak właśnie wygląda koniec jej życia. Właśnie w tej ciemnej uliczce, w otoczeniu trupów i rannych ludzi. Znów pomyślała o Draconie. Jak wyglądała jego śmierć? Czy cierpiał? Czy bał się tak samo, jak ona teraz? Zabiorą ją przed oblicze Voldemorta, będą torturować. I tak nie wyjdzie w tego żywa. Poczuła, że w jej oczach zbierają się łzy. Zamknęła je szybko, aby śmierciożercy nic nie zobaczyli. Już i tak jest trupem. Co ma do stracenia, skoro jej śmierć to tylko kwestia czasu?
        - Możecie uważać się za panów świata, ale są ludzie potężniejsi od was. Voldemort jest tchórzem. Nadchodzi kres jego rządów, a wy pójdziecie na dno razem z nim – krzyczała, aby każdy dokładnie słyszał jej słowa. Usilnie powstrzymywała drżenie głosu. Bellatrix zaczęła się śmiać, ale Hermiona wiedziała swoje. Zakon rósł w siłę, Dumbledore i Harry mieli moc pokonania Voldemorta, chociaż potrzebowali czasu.
      Nie mogła słychać już tego szyderczego śmiechu, który brzmiał w jej uszach. Nikt inny się nie odzywał, słyszała teraz już tylko ten dźwięk. Upewniła się, że śmierciożerca wystarczająco oddalił nóż od jej szyi i zrobiła jedyną rzecz, która mogła zrobić na nich większe wrażenie, niż jej słowa. Jesteś trupem, zrób to – powiedziała sobie w myślach. Zebrała ślinę w usta i opluła stojącą naprzeciw niej śmierciożerczynię. Efekt był natychmiastowy, na ulicy zapanowała pełna napięcia cisza. Bellatrix umilkła i teraz wpatrywała się w Hermionę szaleńczym wzrokiem.
        - Jak śmiałaś... - powiedziała pełnym jadu głosem. I wtedy padł pierwszy cios w twarz, który powalił Hermionę na ziemię. Policzek zapiekł ją żywym ogniem. Kopnięcie w żebra... Jedno, drugie... Po chwili straciła rachubę. Spodziewała się tego. Musiała jednak okazać im bunt. Mogli ich stłamsić, upokorzyć, ale nigdy ich nie pokonają. Zakon będzie walczył, aż do ostatniego człowieka.
      Po chwili bolało ją już całe ciało, a uderzenia nie mijały. Krew zalewała jej oczy, wypływała z nosa i ust. Po chwili zupełnie jej to zobojętniało. Zamknęła oczy...


        - Pobudka, nie staniesz tak przed obliczem Voldemorta – dziewczyna zerwała się gwałtownie, gdy poczuła na swojej skórze lodowatą wodę. Zaczęła kaszleć i krztusić się, gdy płyn dostał się do jej nosa i ust. Ciecz którą wypluwała, była zabarwiona krwią. Bolał ją każdy, najmniejszy fragment ciała. Aż bała się na nie spojrzeć. Ile była nieprzytomna? Godzinę? Próbowała jak najszybciej rozeznać się w sytuacji. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było ciemne i ciasne. Leżała na ziemi, wyłożonej słomą. Cela? Naprzeciw niej stał człowiek, który cuchnął alkoholem i potem. Nie zamierzał najwidoczniej czekać, aż dziewczyna dojdzie do siebie, bo podniósł ją brutalnie, łapiąc za materiał bluzy. Zgięła się z bólu, gdy tylko stanęła na własnych nogach. Nie żałowała jednak tego, co zrobiła. Każdy przejaw buntu był dobry, nawet tak głupi. Przed celą czekały jeszcze dwie, odziane w czarne płaszcze i zamaskowane, postacie. Zdecydowanie spowalniała pochód, wlokąc się za śmierciożercami. Nie wyglądali jednak, jakby w jakikolwiek sposób im to przeszkadzało. Przecież i tak zostało jej już mało życia, za chwilę stanie przed obliczem Lorda Voldemorta...


      Po policzkach rudej dziewczyny powoli spływały łzy. Ile można było tak czekać? Wpatrywać się w okno i tracąc nadzieję z każdą mijającą godziną? I jeszcze ta głupia sprzeczka. Czy nie nauczyły się, żeby nigdy nie kłócić się przed wyjściem? Ludzie często nie wracają, potem zostaje tylko smutek i wyrzuty sumienia.
        - Wróci – usłyszała głos brata za swoimi plecami. Chociaż mówił spokojnym tonem, głos drżał mu nieznacznie.
        - Wiem – odpowiedziała i szybko otarła policzki z łez.
      Wszyscy mieszkający w Zakonie mieli prostą umowę. Północ była godziną do której wszyscy wracali. Każdy tego przestrzegał, bo spóźnienia były oznaką czegoś złego, niepokojącego. Teraz była już czwarta nad ranem, a po Hermionie nie było najmniejszego śladu.
        - A jeśli ją złapali? - przerwała nerwową ciszę panującą w pomieszczeniu.
W tym momencie cicho trzasnęły drzwi i wszyscy poderwali się z miejsca. Tylko matka Hermiony, która mieszkała tu wraz z mężem, drzemała na kanapie pod wpływem eliksiry Słodkiego Snu dolanego do herbaty. Na policzkach miała wciąż świeże ślady łez. Do salonu wszedł jednak profesor Dumbledore, a zaraz za nim profesor McGonagall, która widząc ich pełne nadziei twarze, pokręciła tylko smutno głową.
        - Znaleźliśmy świadka, który widział jak zabierali ją podczas obławy. Całą resztę ludzi wypuścili, była dla nich zbyt wielką atrakcją. Kilka osób potwierdziło tę wersję wydarzeń. Najprawdopodobniej przebywa teraz w kwaterze Voldemorta.
        - Musimy ją stamtąd uwolnić! Zorganizować jakąś akcję – powiedział Ron bojowym tonem.
        - Zrobię co w mojej mocy, by ją stamtąd wyciągnąć, ale wy nie możecie się w to wtrącać. To zbyt niebezpieczne, aby wysyłać na taką misję dzieci – głos Dumbledore'a był spokojny, ale stanowczy.
        - Nie będę tu siedział, gdy Hermiona cierpi – wrzasnął Ron i uderzył pięścią w stół. Ginny aż podskoczyła, na ten niespodziewany dźwięk.
        - Grzeczniej! Spójrz, do kogo mówisz – upomniała go pani Weasley zirytowanym tonem.
Były dyrektor głowy skinął jednak tylko głową i uśmiechnął się smutno do Rona.
        - To, że poświęcisz swoje życie, nie pomoże jej. Proszę tylko o trochę zaufania i czasu, zrobię co w mojej mocy, aby ją uratować.
Ron nie wyglądał na ani trochę uspokojonego tymi słowami. Cały drżał z wściekłości. Ginny siedziała za to otępiała, wpatrując się bezwiednie w okno. To nic nie zmienia, oni muszą mieć własny plan. Nie mogą czekać i polegać na bezpiecznych rozwiązaniach. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a oni nie pozwolą umrzeć przyjaciółce. Zbyt wielu dobrych ludzi już zginęło, a ona nie zasługiwała na taki los. Jeszcze dziś porozmawia o tym z Ronem i ułożą jakiś rozsądny plan.
        - Czy Harry wie? - z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos.
        - Niestety pan Potter ma teraz bardzo ważną misję i nie przebywa teraz w naszym zasięgu – tym razem odpowiedziała McGonagall.
        - On ma prawo wiedzieć, to jego przyjaciółka – warknął Ron patrząc w swoje dłonie i próbując uspokoić emocje.
        - Poinformujemy go o tym, gdy tylko będzie to możliwe.
Ginny wystarczyło tylko jedno spojrzenie w oczy brata, by wiedzieć, że myśli dokładnie to samo, co ona. On też chce działać na własną rękę i nie dać Hermionie zgnić w lochach lub umrzeć podczas tortur. Dumbledore może mówić co chce, ale oni są jej przyjaciółmi i nie zostawią tak tego wszystkiego. Muszą tylko działaś szybko, najlepiej już jutro obmyślić plan...


      Sala była ogromna i od razu skojarzyła jej się z cyrkiem. Sądząc po scenach rozgrywanych na arenie, raczej tym ze starożytnego Rzymu. Kiedy tylko weszli, została brutalnie powalona na kolana. Zadarła głowę, aby rozejrzeć się po zgromadzonych śmierciożercach. Najwyższy rząd znajdował się około czterech metrów nad posadzką. Szybko odszukała wzrokiem Voldemorta. Siedział na honorowym miejscu, które przypominało kamienny tron. Kiedy wstał, umilkły nagle wszystkie szmery. Wszystkie zamaskowane twarze wpatrywały się prosto w nią. Zamknęła oczy i wsłuchała się w szaleńcze bicie swojego serca.
        - Spójrzcie, kto do nas zawitał – usłyszała syczący, wyniosły głos i jej ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Po sali przebiegł szmer rozbawienia, który ucichł, gdy tylko Czarny Pan wykonał krótki gest ręką.
Jak dobrze, że przed wyjściem skorzystała z myślodsiewni...
      Nie było gestów ani słów, był tylko ból. Przenikał do jej umysłu jak trucizna. I krzyk, jej krzyk. Boleśnie rozdzierający ciszę. W jej umyśle brzmiał tylko głos Voldemorta, jakby szeptał do jej ucha. Jesteś słaba... Słaba jak wszyscy. Twój umysł jest taki słaby. Chciała teraz umrzeć. Pozbyć się tego głosu i bólu. Nagle wszystko ustało. Leżała na zimnym kamieniu, dysząc ciężko i odpoczywając po torturze.
        - Jesteś taka słaba – tym razem Voldemort powtórzył to do wszystkich. - Ale nic nie wiesz, zostawiłaś wszystkie swoje ważne wspomnienia. Sprytne.
Po wtargnięciu do jej umysłu, nadal bolało ją całe ciało. Chociaż miała nadzieję, ze to już koniec tortur, nie była naiwna i w napięciu czekała na resztę.
        - Zastanawiam się, co z tobą zrobić. Jesteś nieprzydatna, wątpię, abyś miała jakiekolwiek ważne informacje. Jednak szkoda cię mordować. Szukaliśmy cię dwa lata, możesz się jeszcze przydać.
Po co mówił jej to wszystko? Aby ją przestraszyć czy dać złudną nadzieję? I tak wiedziała, że jest już trupem. Byleby zabili ją szybko. Nie muszą marnować na nią miejsca w przeludnionych celach.
        - Z resztą... – ciągnął Voldemort syczącym głosem. - Jest tutaj ktoś, kto z pewnością chciałby uregulować z tobą stare rachunki z czasów szkolnych. Będziesz dziś jego nagrodą za zasługi. Z pewnością torturowanie cię będzie dla niego przyjemnością.
      Kto? Goyle? Crabbe? Oby tylko nie Blaise Zabini. Mieli ze sobą dobre stosunki z szkole, był ukochanym Ginny, ale teraz nie miałby wyboru. Musiałby torturować ją przed obliczem Lorda Voldemorta. Wstrzymała oddech, czekając aż usłyszy nazwisko lub zobaczy twarz tego człowieka.
        - Draco, podejdź tu, proszę.
W pierwszym momencie to imię zabrzmiało obco. Zamrugała powiekami, nic nie rozumiejąc. Przecież Draco nie żył. Blaise napisał o tym w swoim liście do Ginny, a przez dwa lata nie słyszała o nim ani słowa. Czy to jakiś okrutny żart? Czy Voldemort poznał prawdę o ich przeszłości i postanowił dręczyć ją psychicznie?
      A potem jeden ze zgromadzonych śmierciożerców podniósł się ze swojego miejsca i bardzo powoli ruszył w stronę Czarnego Pana. Pokłonił się nisko na znak szacunku.
        - Oto twoja nagroda, możesz teraz do niej zejść. Mam nadzieję, że podoba ci się mój dar.
        - Tak, Panie.
      Na dźwięk tego głosu jej serce przystanęło. Znała ten głos bardzo dobrze, choć teraz z pewnością zmężniał. To niemożliwe. On przecież nie żyje. Głos można przecież podrobić. Cóż za okrutny żart... Jak w zwolnionym tempie widziała, jak młody mężczyzna ściąga maskę... I wtedy runął cały jej świat. Pogrzebała go w swoich myślach, pogodziła się z jego śmiercią. Nie mogła mieć już wątpliwości. Schodził do niej po kamiennych stopniach, a jego twarz nie miała najmniejszego wyrazu. Była jak maska. Zimna i wyrachowana, ze stalowym błyskiem w oczach.
      Hermiona błagała w duchu Merlina, aby to wszystko okazało się zwykłym snem. Powinna się cieszyć? Pochowała go już dawno, a on teraz staje przed nią cały i zdrowy. Udawał martwego i nie odezwał się nawet słowem. Nie mogła mieć wątpliwości, nie żywił do niej żadnych głębszych uczuć. Wpatrywała się jak spetryfikowana, nie mogąc uwierzyć, że jest prawdziwy. Chciała go dotknąć, by mieć pewność. Choćby przez ułamek sekundy...
      Z kamienną twarzą stanął naprzeciw niej. Była wobec niego bezbronna i taka krucha. Cała posiniaczona z zakrwawioną twarzą. Czekała na jego ruch, patrząc cały czas w jego szare oczy. Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś mnie tak zniszczyć? Jak mogłeś nie powiedzieć o tym, że żyjesz? Naprawdę aż tak mało dla ciebie znaczyłam? Wystarczyło słowo, jedno, cholerne słowo. Kochałam cię, rozpaczałam jak szalona. Pisałam głupie listy bez adresata. Czy nadal jesteś tym, kim byłeś? Co działo się u ciebie przez te dwa lata? Czy nadal pamiętasz kim byłam, kim jestem? Krzyczała do niego w myślach. Obelgi, prośby, wyznania. Byli teraz tak daleko od bezpiecznego Hogwartu, w którym byli tak szczęśliwi. A Draco najprawdopodobniej nie był już tym samym człowiekiem, którego znała. Widziała to po jego twarzy zupełnie bez wyrazu i pustce w oczach, gdy na nią patrzył. Czy tylko tym dla ciebie teraz jestem? Przeszłością? Czy już zapomniałeś o wszystkim, co było między nami? Czy kiedykolwiek byłam dla ciebie kimś wyjątkowym?
      Mięśnie na jego dłoni napięły się nadnaturalnie, gdy mocniej ścisnął różdżkę, jakby za chwilę miał ją złamać. Potem padło, jedno krótkie słowo i ból. Nie chciała krzyczeć, nie w tym momencie, ale zupełnie straciła kontrolę nad swoim ciałem. Wiła się na posadzce i krzyczała, wciąż starając się uchwycić choć na chwilę spojrzenie tych szarych oczu. Mogłaby umrzeć, wpatrując się w nie. Tak strasznie za mini tęskniła, choć teraz były zimne i pełne pogardy. Pogarda. Ten wyraz na jego twarzy zabolał ją nawet bardziej, niż sama klątwa. Złamał jej posklejane niedawno serce. Zamknęła oczy, aby już dłużej tego nie oglądać. Starała się wyłączyć umysł i odciąć od bólu fizycznego, ale to było na nic. Nadal czuła, jakby stała w ogniu, a ktoś łamał jej kość po kości. Umrzeć. Nic więcej, po prostu umrzeć. Jak można przeżyć taki ból?
      Kiedy wszystko ustało, leżała na ziemi, a ostatnie łzy swobodnie skapywały na posadzkę. Z trudem otworzyła oczy i jak przez mgłę zobaczyła odchodzącego od niej Dracona. Znowu... Już kiedyś wpatrywała się w jego plecy, gdy odchodził, ale to było dawno. W dzień jego domniemanej śmierci. Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy? Chociaż bolało ją całe ciało i marzyła tylko o tym, żeby zamknąć powieki, starała się wpatrywać w niego dopóki mogła. Nie wiedziała nawet czy dożyje do następnego dnia, a chciała, aby on był ostatnim, co zobaczyła przed śmiercią. Ktoś podniósł ją gwałtownie na nogi, na co jęknęła z bólu. Nikt nawet nie próbował być dla niej delikatny.                Sprowadzili ją znów do lochów. Śmierciożerca wepchnął ją brutalnie do celi i zatrzasnął drzwi. Dziewczyna upadła na kolana, ale, mimo bólu, szybko wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez kraty wpadało do środka trochę światła i Hermiona prawie natychmiast poznała siedzącą koło niej dziewczynę. Blond loki nie przypominały już swojej dawnej faktury, były teraz brudne i w nieładzie opadały na piersi jej właścicielki. Niebieskie oczy były prawie zupełnie puste.
        - Lavender? - zapytała cicho Hermiona.
        - Och, widzę, że w końcu cię złapali – powiedziała patrząc w ścianę, dziwnym, nieobecnym głosem.
        - Wszyscy myślą, że nie żyjesz! Niedługo nas stąd wyciągną, na pewno. Ile tu już jesteś?
        - Zbyt długo...
        - Posłuchaj, wyciągną nas stąd.
Na te słowa Lavender zaczęła się śmiać. Co raz głośniej i bardziej przerażająco, na ten dźwięk Herminę przeszedł dreszcz.
        - Nikt nas nie uratuje. Witamy w piekle, Hermiono – wciąż zanosiła się histerycznym śmiechem.

38 komentarzy:

  1. Niezwykle klimatyczny i mroczny rozdział. Czytałam z otwartą buzią ;D Nie mogę doczekać się kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, umieram z rozkoszy nad tym rozdziałem. Jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Masakra. To opowiadanie nie ma już wiele wspólnego z nieco słodką i lekką częścią pierwszą. Piszesz teraz na całkiem innym poziomie, co bardzo mi się podoba. Akcja z obławą i spotkanie z Draconem należały do moich ulubionych scen. Czy Malfoy gra czy na głowę upadł? I gdzie się podział Zabini?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję, Twoje słowa bardzo mnie cieszą :3
      Dla Zabiniego szykuję coś szczególnego :3

      Usuń
  4. Omg.... Zbieram szczękę z podłogi... Lavender i ten śmiech masakra... Cudo. Mala Mi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. OO, Lavender jest przerażająca, A Dracoo jezu taak szkoda mi Hermi, i na dodatek co jest z Zabinim? Jeeeju czekam już na dalszy rozwój zdarzeń.
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Łał, to jest świetne. Mam tylko nadzieję, że Draco jednak nie stał się jak jego ojciec i wciąż zależy mu na Hermionie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, czytając ostatni rozdział, aż przeszedł mnie dreszcz. Cudowny rozdział. Wyobrażam sobie ból Hermiony. Nie dość cierpiała od Cruciatusa, to jeszcze ta świadomość, że zaklęcie rzucił ON. Coś przerażającego. Nie wiem czy wspominałam, ale uwielbiam opowiadania w tym klimacie. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! :3
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedyne co mi przyszło na myśl po przeczytaniu rozdziału, to: "O, cholera". Robi się ciekawie. Nie spodziewałam się takiego obrotu zdarzeń. "Witamy w piekle, Hermiono"... Brr... Aż mi ciarki przeszły. No, cóż... Pozostało mi tylko czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne! Chyba zareagowałam na rozdział jak każdy. Byłam z każdą linijka coraz bardziej zaciekawiona. Czułam wokół siebie mrok, jakieś odrealnienie. Zbudowałaś genialną aurę tekstu. Jestem podekscytowana, taka swoista ciemność, tajemnica to moje klimaty, a słowa Lavender... Przełknęłam ślinę, zamknęłam oczy i miałam złudną nadzieję, że dalszy ciąg nagle stanie mi przed oczami. Czekam na następne rozdzialy. Z calego serca wierzę, że będą równie mroczne i ciekawe. Milo czyta się historie od trj drugiej, ciemniejszej strony.


    Pozdrawiam i życzę weny,
    Claudia Anna

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę przyznać że mnie zaskoczyłaś pozytywnie a ja się wciągnęłam.
    Mam nadzeję że opowiadanie nie ma nic wspólnego z "Gdy jesteśmy sami".
    Ogólnie podoba mi się treść jak i cała historia.
    Pomysł z Draconem również wypał ciekawie jak i reakcja Hermiony na ich spotkanie.
    Osobiście jestem ciekawa co dalej wymyślisz i znalazłaś we mnie wierną fankę.
    Na pewno się tu jeszcze pojawię.
    pozdrawiam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję! <3
      Nie, to opowiadanie nie będzie miało nic wspólnego z 'Gdy jesteśmy sami', opiera się na czymś zupełnie innym :)

      Usuń
  11. fabuła troche zalatuje plagiatem z opowiadania Hermiona i Draco gdy jestesmy Sami obym sie myliła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że czytałam tamto opowiadanie, ale, jak może zauważyłaś, czytając moje, to opiera się na czymś innym. Mam się poczuć urażona oskarżeniem o plagiat?

      Usuń
  12. Pierwszą część pochłonęłam wczoraj popołudniu i dziś, teraz to opowiadanie... Zdobyłaś nowego czytelnika :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję! :) Zajrzę na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dwa dni temu przeczytałam pierwszą część opowiadania i miałam rozpacz ... dzisiaj przemogłam się żeby zerknąć na Twoje drugą historię i ryjek zaczął mi się cieszyc, gdy zobaczyła, że to kontynuacja :). Prolog jak i dwa pierwsze rozdziały wbiły mnie w fotel zwłaszcza moment gdy Hermiona zobaczyła Dracona :D. Jestem ciekawa jak dalej się to potoczy i nie mogę się już doczekać kolejenego rozdziału :D. Pozdrawiam i życzę duuużo weny :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję i witam nową czytelniczkę! <3

      Usuń
  15. Pierwsze co muszę skomentować: zakładka "bohaterowie"- BOSKA! Strasznie podobają mi się te myśli bohaterów, od razu zechciałam zobaczyć resztę bloga i oczywiście się nie zawiodłam ;3 Prolog...wow. Aż nie wiem, jak skomentować. Oczywiście nawiązanie do wcześniejszego opowiadania i aż się ucieszyłam, że Draco jest wśród bohaterów ;D Ale... czemu jest w związku ;o Więc biorę się za pierwszy rozdział. Niesamowicie się rozwinęłaś od pierwszych rozdziałów wcześniejszego opowiadania. Nie mogę przestać czytać nawet zwykłego opisu pójścia na zakupy. Jak zobaczyłam nazwisko arystokraty, to aż mi gula w gardle podskoczyła i żyłam emocjami Hermiony... a ten po prostu odszedł. No i później Draco w gabinecie ;o no wiesz Ty co, tego się nie spodziewałam. Z lekkim niesmakiem do zachowania Dracona (oczywiście dla mnie nie ma prawa dotykać innej kobiety niż Hermiony ;p), przeszłam do następnego rozdziału :D I tu nie mogłam opanować napięcia, gdy wpadła w ich ręce, a gdy przeczytałam " - Draco, podejdź tu, proszę." Aż wstrzymałam oddech i przestałam czytać, bo tak się bałam przejść dalej. I miałam rację. Cholera, zabijasz mnie totalnie dziewczyno! Naprawdę się cieszę, że kiedyś na Ciebie trafiłam, bo stałaś się moją inspiracją. Mam nadzieję, że będę kiedyś umiała tak zainteresować czytelnika ;) Tymczasem zapraszam na moje wypociny dodane dzisiaj.
    Pozdrawiam,
    Dimi
    halfofdim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, dziękuję! Cieszę się, że mogę być dla kogoś inspiracją! Na bloga zajrzę, jak tylko znajdę czas, a z tym u mnie teraz ciężko :C

      Usuń
  16. Witaj :) W ciągu jednego dnia przeczytałam całe Twoje opowiadanie na poprzednim blogu. Jako, że wpadłam teraz w nałóg czytania Dramione, szukałam na tamtym Twoim blogu czegoś co może polecasz i tak trafiłam na tą kontynuację. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to całkowicie inny szablon, po tamtym który był cukierkowy, jest ten który od razu sprawia mroczne wrażenie. Zresztą nie tylko szablon dąży w tym kierunku, po przeczytanych prologu i rozdziałach od razu zauważa się zmianę. Widać, że Hogwart przestał być bezpieczną przystanią. Twoja twórczość bardzo mi się podoba i nie wiem jak Ty to odbierasz, ale gdy przeczytałam w tak krótkim czasie tak dużo tego co napisałaś, zauważyłam jak niesamowicie rozwinął się Twój warsztat pisarski w tym czasie. Gratuluję :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam, Etta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! Witaj, witaj! Dziękuję za miłe słowa! <3 Fakt, sama widzę, że z pisaniem jest lepiej, bo jak czytam początkowe rozdziały z tamtego opowiadania, to aż chce mi się śmiać xD

      Usuń
  17. Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Lubię taką tematykę i szaleję z ciekawości co będzie dalej :).
    eva

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny rozdział, jestem bardzo ciekawa, co ukrywa Draco i dlaczego aż tak się zmienił... Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Pozdrawiam :)


    http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zajrzę, jak znajdę trochę czasu :)

      Usuń
  19. O matko! Niesamowicie piszesz, potrafisz wprowadzić czytelnika w stan cholernego napięcia!
    Fantastyczne opisy i wszystko. Piszesz jeszcze lepiej niż w poprzednim opowiadaniu!
    Lecę czytać next'a!

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie! Nie zrobisz mi tego! Nie! To nie był Draco! To nie był ten Draco! To nie był mój Draco!
    On prędzej oddalaby życie niż zrobił coś takiego...
    Co się z nim stało? Co wyście z nim zrobili?
    Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochałam Draco z Twojego poprzedniego opowiadania a teraz Go nienawidze :')

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony